poniedziałek, 10 marca 2014

13. When truth is replaced by silence, the silence is a lie

- Oli, muszę Ci o czymś powiedzieć…
- Co jest? –pyta jak gdyby nigdy nic
- Bo widzisz-
Przerywa Mu dźwięk telefonu.
Matteo jednak nie zwraca na niego uwagi.
- Odbierz, to może coś ważnego. –sugeruje Oliwia
Włoch sięga do kieszeni.
- Tak?
- Dzień dobry, z tej strony Krawczuk. Mam dobre wieści. Udało mi się załatwić przeniesie dokumentów do Sądu w Katowicach.
- Czyli nie musimy jechać do Krakowa?
- Nie. Przedstawiłem wszystkie zaistniałe okoliczności i wniosek został rozpatrzony pozytywnie. Jedyny minus jest taki, że te dokumenty mogą zostać w Katowicach nie dłużej niż dwa dni. Już dziś rano wysłano je kurierem. Czyli jeszcze dziś tam będą. 
- Dopiero co przylecieliśmy…
- Rozumiem, dlatego sugeruję wybrać się tam jutro. Popołudniu kurier zabiera je z powrotem do Krakowa. 
- W porządku. Bardzo dziękuję za pomoc! To naprawdę wiele ułatwia.
- Staram się po prostu wypełnić ostatnią wolę pani Honoraty.
- Jeszcze raz dziękuję.
- W razie problemów proszę dzwonić.

Oliwia przygląda się przyjacielowi. 
- Coś się stało?
- Pamiętasz jak Ci mówiłem, że te dokumenty trzeba podpisac w Krakowie?
- Tak…
- Okazuje się, że jest możliwość zrobienia tego w Katowicach.
- Naprawdę?! –dziewczyna nie ukrywa radości
- Naprawdę. Tylko trzeba tam pojechać jutro.
- To wspaniale! Nie będę musiała tam wracać… 
- Oli, nie to chciałem Ci powiedzieć.
- Zanim zadzwonił telefon?
- Tak. Nie wiedziałem, jak zareagujesz… Bałem się trochę Twojej reakcji. Dlatego nie mówiłem od razu. –bierze głęboki oddech
- Ktoś chyba bardzo nie chce, żebyśmy porozmawiali. –zaczyna się śmiać Oliwia, kiedy znowu rozdzwania telefon Martino
- Cholera!
- Nie denerwuj się. Odbierz. –mówi łagodnie
- Halo!
- Stary, gdzie Ty jesteś?!
- Russel?
- A kogo się spodziewałeś? Trening za kwadrans. Wiesz, że trener Cię zabije jeśli znów nie przyjdziesz…
- Wiesz, ze nie mogłem.
- Ja tak, on nie. 
- Zrobisz coś dla mnie?
- Najpóźniej za pół godziny masz być. Więcej nie dam rady…
- Dzięki!

Zdenerwowany Matteo wrzuca rzeczy do torby treningowej.
- Co jest?
- Nic. 
- Przecież widzę. Masz jakieś problemy?
- Nie. 
- Przeze mnie?
Przerywa pakowanie i siada przy Niej.
- Oli, zawsze, ale to zawsze, Ty będziesz dla mnie najważniejsza. Choćby nie wiem co. –całuje Ją w czoło- Muszę po prostu jechać na trening.
- Myślałam, że masz wolne.
- Ja też…
Po kilku minutach jest gotowy. 
- Wychodzę. Poradzisz sobie?
- A mogę jechać z Tobą?
Siatkarz patrzy na Nią zdziwiony.
- Na pewno chcesz?
- Tak, pospaceruję po mieście.
- Tylko weź cieplejszy sweter. To nie Italia niestety.
- Dobrze Tato. –uśmiecha się i sięga do walizki

- Na pewno dasz sobie radę? –pyta troskliwie Martino, kiedy żegnają się na parkingu przed halą
- Jestem już dużą dziewczynką. –uśmiecha się promiennie- Zadzwoń jak skończysz trening.
- Uważaj na siebie. 
Bardzo nie chce, żeby została sama, ale przecież nie powiedział Jej czego się dowiedział od detektywa. Nie chce jeszcze niepotrzebnie Jej denerwować. 
Idzie więc na halę modląc się w duchu, by nic złego się nie stało…

*
Oliwia spaceruje najpierw ulicą wzdłuż hali. Coś jednak popycha Ją do przodu, stawia kolejne kroki, coraz bardziej oddalając się od parkingu. 
Po kilku minutach widzi znajomą ulicę.

Tak. To tu po raz pierwszy spotkała Michała.

Nie wie dlaczego tu przyszła. Już sekundę później uświadamia sobie, że to chyba nie był najlepszy pomysł. Matteo na pewno by się zdenerwował. 
Szybko odwraca się na pięcie. Chce odejść. Pójść dokądkolwiek. Zająć czymś głowę.
Nie myśleć o Kubiaku. 

- Uważaj! –słyszy krzyk i ląduje na chodniku
- Sam uważaj! –podnosi się
- Trzeba się rozglą- Oliwia?! To Ty?
Dziewczyna podnosi wzrok i serce zaczyna Jej mocniej bić.
- Cześć Michał. –uśmiecha się
- Cześć! 
Nie da się ukryć. Chłopak jest zachwycony tym spotkaniem.
- Znowu spotykamy się w takich okolicznościach. –oboje się śmieją
- Jeszcze trochę a pomyślę, że to przeznaczenie. –Oliwia gryzie się w język
- Co tu właściwie robisz? -docieka Kubiak 
- Matteo jest na treningu. Chciałam trochę pospacerować.
- Mogę Ci towarzyszyć?
- A Ty nie powinieneś być na hali? 
- Samochód mi się rozwalił. Coś ze skrzynią biegów. Byłem u mechanika sprawdzić co i jak. Zejdzie mu jakąś godzinę, może półtorej. Nie opłaca mi się jechać, za chwilę znowu bym wychodził. Wziąłem wolne. –tłumaczy
Oliwia długo nie odpowiada.
- To będzie tylko spacer. Obiecuję. –mówi pewny siebie Michał
- W sumie przyda mi się przewodnik. –decyduje się dziewczyna.
Spacerują już jakiś czas. Śmieją się, rozmawiają. 
Mijają niewielkie sklepiki, kawiarnie. W końcu przy jednej z nich Oliwia zatrzymuje swój wzrok. Za szklaną szybą wystawione są torty, ciasta, ciasteczka. Wszystko wygląda tak kusząco…
- Masz ochotę? –wtrąca się w Jej myśli Kubi
- Nie…
Przygląda się Jej z uśmiechem.
- No dobra, może troszeczkę. –daje za wygraną
- Zapraszam. –bez namysłu otwiera przed Nią drzwi- Wiem, że obiecałem tylko spacer, ale nikt nie mówił, że to się nie może zmienić.

Jaki On jest pewny siebie! 

- Ale najwyżej piętnaście minut. Trening niedługo się kończy.
- Pół godziny. –zaczyna negocjacje
- Dwadzieścia.
- Dwadzieścia pięć. 
- Dziewiętnaście. 
- Dobra, poddaje się. Dwadzieścia. Zapraszam Panią. 
Wchodzą do środka.
Miejsce jest całkiem przyjemne. Niewielkie wnętrze urządzone ze smakiem. Dosłownie kilka okrągłych stolików. Idealne miejsce jeśli nie chcesz, by zaraz otoczył Cię tłum wielbicielek. 
Siadają przy jednym z nich. 
- Dzień dobry, co podać? –uśmiecha się kelnerka- O, Pan Michał! Witamy ponownie. To co zawsze? 
Oliwia przygląda Im się w milczeniu.
- Dzień dobry. –grzecznie odpowiada Michał- Tak, poproszę. Dwa razy. Tylko dla tej Pani będzie duże latte z bitą śmietaną.
- Oczywiście, już podaję.
Kiedy znika gdzieś za rogiem Oliwia pyta żartobliwie:
- Kogo tu jeszcze przyprowadzasz? Widać, że dobrze Cię znają w tym miejscu. 
- Tylko wyjątkowe osoby. 
On się uśmiecha, a Ją oblewa delikatny rumieniec. W sumie nie wie dlaczego tak reaguje na Jego słowa. Nie znają się praktycznie w ogóle, ale jest w tym facecie coś, co przyciąga.
- Wiesz, -ciągnie tym samym tonem- miło jest czasem zapytać drugą osobę o zdanie. 
- Wiesz, -nie przestaje się uśmiechać siatkarz- chciałem Ci zaimponować.
- Czym? Kawą i ciastkiem? 
- Tym, że trafię w Twój gust.
- No to już bardziej ma sens.
Oboje się śmieją.
Po chwili kelnerka przynosi Ich zamówienie.
- Bardzo proszę, smacznego. 
- Dziękujemy.
Oliwia patrzy na talerzyk z niedowierzaniem.
- Coś się stało? –zaczyna panikować Kubi
- Nie, nie, wszystko ok.
- To co jest?
- Nie uwierzysz, ale to moje ulubione ciasto!
- Moje też. –cieszy się- Nie za słodkie, w sam raz. Takie powiedziałbym-
- Orzeźwiające. –przerywa Mu
- Dokładnie! Widzisz, coś już Nas łączy. –puszcza Jej oczko
- Taaa, sernik z truskawkami. Najlepiej od razu się pobierzmy. –żartuje
- Nie miałbym nic przeciwko. –mówi i upija łyk kawy- Mmm czarna, najlepsza. A Twoja jak? –pyta ewidentnie chcąc zmienić temat
- Jeszcze lepsza! –uśmiecha się i udaje, że nie słyszała Jego poprzednich słów

Kolejne minuty mijają. Rozmawia Im się coraz lepiej. Jednak Oliwia nie czuje się jeszcze na tyle gotowa, by opowiedzieć Michałowi swoją historię. Tak więc, gdy pyta Ją dlaczego wyjechała do Mediolanu odpowiada jedynie:
- Potrzebowałam jakiejś zmiany. 
I dodaje szybko:
- A Ty dlaczego wybrałeś akurat to miejsce? 
- W sumie nie wiem… Kiedyś byłem przejazdem. Dobrze się tu czułem, więc pomyślałem „czemu nie”. 
- Do Bydgoszczy na przykład miał byś o niebo bliżej. 
- Skąd wiesz? 
- Umiem znaleźć na mapie potrzebne informacje bystrzaku. Sprawdziłam, gdzie dokładnie jest Wałcz. 
- Szukałaś informacji o mnie? –Kubiak robi tą swoją zadziorną minę
- Nie, szukałam informacji o wszystkich w klubie. Musiałam wiedzieć, dokąd puszczam Matteo. 
I nagle zapala się czerwone światełko w głowie.
- Matteo! 

*
Martino energicznym krokiem zmierza w kierunku szatni. Szybko się przebiera i dołącza do chłopaków, którzy akurat kończą rozgrzewkę.
Z daleka Holmes przepraszająco kręci głową.
- Martino! –słychać ostry głos Bernardiego
Matteo podchodzi do trenera.
- Naprawdę się spieszyłem. –zaczyna się tłumaczyć
- Jaką wymówkę masz tym razem? Chora sąsiadka nie mogła wyprowadzić psa?
- Może i tak. A nie! Moment. Przecież moja sąsiadka nie ma psa. I pewnie już dawno za ścianą mieszka ktoś inny. Dlaczego? Ach faktycznie, mieszkam w hotelu. 
Trener przygląda się swojemu podopiecznemu.
- Chcesz mi coś powiedzieć Martino?
- Tylko to, że jestem człowiekiem. Mam prawo do spóźnień.
- Ale nie ciągłych! I znajdź sobie nową sekretarkę, bo Russel nie będzie już przekazywał Twoich wiadomości. 
- Przynajmniej wie, co się dzieje. –Matt rozgląda się po sali- A Kubiak gdzie? On nie przychodzi na treningi i jest w porządku, a ja za każdym razem dostaję burę? 
- Popsuł Mu się samochód. –wtrąca się do dyskusji Łasko
- To autobusów nie ma? Zresztą mieszka tylko kilka ulic dalej! –denerwuje się
- Wziął dzień wolnego. –rzuca trener i wraca do swoich notatek
- Ja też prosiłem o wolne. 
- Nie wyraziłem zgody. 
- Miałem bardzo wazny powód. Tłumaczyłem, ale nie, Kubiakowi rozwalił się samochód i od razu cały dzień może się nie pojawiać. 
- To inna sprawa. –trener powoli przestaje zwracać na Niego uwagę
- Inna? To ja siedzę non stop na ławce, nie On! 
- Koniec dyskusji. –Bernardi odwraca się i zaczyna rozmawiać ze statystykiem 
Matteo zaciska pięści.
- Widzisz, musisz więcej trenować, żeby w końcu z tej lawki zejść. –zachodzi mu drogę kapitan- Chyba, że tak bardzo polubiłeś kwadrat… Nawet pasujecie do siebie.
- Odwal się. –trąca Go ramieniem przyjmujący

Martino kończy rozgrzewkę z boku. 
- Wybacz stary, w ogóle mnie nie chciał słuchać. –dotrzymuje Mu towarzystwa amerykański gracz
- Luz. Wiem, jak jest. 
- Ta Twoja przyjaciółka, Oliwia tak? Przyjechała w końcu? –zagaduje
- Tak. Mam nadzieję, że już zostanie na dobre.
Russel uważnie Mu się przygląda.
- Co? –pyta Włoch
- Ale wpadłeś… -zaczyna się uśmiechać Holmes
- O co Ci chodzi?
- Zakochałes się! 
- I czego się cieszysz jak mysz do sera? 
- Nie wiem w sumie, ale to fajne jest. –uśmiech nie schodzi Mu z twarzy- To kiedy Ją poznam?
- Jutro musimy jechać do Katowic. Może w weekend uda mi się Ją namówić, żeby przyszła na mecz.
- Chcesz jutro jechać gdziekolwiek?
- A czemu nie?
- A chcesz jeszcze pożyć? Znowu ominie Cię trening…
- Przecież jutro miało nie być! 
- Dziś Bernardi zmienił zdanie…
- Cholera… Dobra, coś wymyślę.
- Dzielimy się na dwa składy. –słychać z drugiego końca hali.
Zaczyna się długi, męczący trening.

Martino ma nadzieję, że Oliwia nie wpadnie przypadkiem na Kubiaka…

- Czy te treningi kiedyś skończą się planowo? –komentuje Matteo
- Ee jeszcze nie ma tragedii. –patrzy na zegarek Russel- Co robisz później?
- Jadę po Oliwię, chociaż nie mam zielonego pojęcia, gdzie jest.
- Pewnie porwał ją jakiś sklep z promocjami. Moja żona o tej porze roku tylko w przymierzalniach siedzi. –śmieje się Amerykanin
- Nie, Oliwia raczej nie jest tego typu kobietą. Nie powiem, lubi zakupy, ale wszystko z umiarem.
- W takim razie koniecznie muszę Ją poznać z Kristin! Może Ona jakoś na Nią wpłynie. –dodaje
- Może jutro? 
- Kolacja? 
- Świetnie. 

Kilkanaście minut później kolejni zawodnicy opuszczają halę. 
Martino idzie do swojego auta. Rzuca torbę na tylne siedzenie i wybiera numer Oliwii.
Z samochodu obok macha do Niego przyjaźnie Holmes. 
Ostatnio złapali naprawdę dobry kontakt.

Cisza po drugiej stronie słuchawki.
Próbuje kolejny raz. 
Trzeci.
Piąty.
Siódmy.
Zaczyna się poważnie martwić.
Dziewczyna odbiera dopiero za dziesiątym razem.

*
- Matteo! –przerażona patrzy na zegarek 
- Przecież się nie pali… -przewraca oczami Kubiak
- Umawialiśmy się… -nerwowo szuka telefonu w torebce

Dziewięć nieodebranych połączeń.
Telefon dzwoni po raz kolejny.
Tym razem odbiera po kilku sekundach.
- Halo? Matt, strasznie Cię przepraszam!
- Wszystko ok? Martwiłem się.
- Nie chciałam Cię wystraszyć. Po prostu nie słyszałam telefonu. Wszystko w porządku. Już skończyłeś?
- Tak. Gdzie jesteś? Przyjadę.
- Nie ma potrzeby. Przejdę się. 
- Obiecałem, że Cię odbiorę. Powiedz tylko skąd.
Oliwia patrzy na Michała szukając w Nim swego rodzaju wsparcia.
Od razu rozpoznaje Jej minę.
Gestem wskazuje miejsce za oknem.
- Możesz podjechać pod… -kierowana gestami Kubiaka odwraca się i patrzy przez okno- Pod park! Tak, tak, ten niedaleko hali. Tak. 
- Będę za chwilę.
- Do zobaczenia.
Wrzuca telefon z powrotem do torebki i wstaje.
- Przepraszam, muszę już iść. 
- Martino…
- Zrozum. Nie wiem, dlaczego Wy się tak nie lubicie, ale nie chcę Go dodatkowo prowokować. Lepiej, żeby nie wiedział, że byliśmy razem.
- Rozumiem. Pamiętaj tylko, że obiecałaś mi kino. –staje obok Niej
- Kino?
- Pamiętasz Nasz ostatni spacer? 
- Aaa tak, faktycznie. –uśmiecha się
- Może jutro? 
- Jutro nie dam rady. Mam kilka spraw do załatwienia. 
- Mogę w takim razie zadzwonić? –podaje Jej swój telefon, by mogła wpisać numer
- Do zobaczenia. –podaje Mu rękę na pożegnanie- Dziękuję za miłe popołudnie. 
- Do usłyszenia. –ten jednak całuje Ją w policzek- Pamiętaj, żeby podlewać różę. –dodaje jeszcze
- Słucham? 
- To ode mnie. 
Oliwia nie ma czasu, by zaczynać kolejną rozmowę. Uśmiecha się tylko i wychodzi z kawiarni.
Kubiak odprowadza Ją wzrokiem.

Po drodze do parku zastanawia się. Może jednak ten Michał nie jest taki zły? No i postarał się… Wiedział, ze w końcu przyjedzie i zostawił Jej taką małą niespodziankę. 
Niby nic takiego, mały gest. 
A cieszy.

W końcu Oliwia zauważa auto Włocha. 
- Jak trening? –wita się z Nim
- Bywały lepsze. A Ty co robiłaś? –odpala silnik
- Spacerowałam trochę, poszłam na kawę. Myślałam, że tylko Włosi robią taką dobrą, a tu niespodzianka. –mówi nerwowo, by przypadkiem nie powiedzieć za dużo, tak żeby niczego się nie domyślił- Ooo lubię ten kawałek. –podkręca głośniej radio
Odjeżdżając Matteo kątem oka dostrzega Michała wychodzącego z jednej z kawiarni.
Kubiak nawet z daleka daje po sobie poznać radość i pozytywne emocje. Jest z siebie wyraźnie zadowolony. 

Całą resztę Włoch tylko sobie dopowiada. Wszystko jakby ułożyło się w jedną całość.
Oliwia zauważa, że coś jest nie tak. Matteo tak nagle zmienił się wyraz twarzy. 

W milczeniu wracają do Żor.




~~
Nie wiem czy to wina tej "trzynastki", czy raczej faktu, że cały tydzień leżę z gorączką, ale jakoś tak bardzo dłużyło mi się pisanie tego rozdziału.. Jaki wyszedł to już same oceńcie.
Bo mam nadzieję, że jest tu ze mną więcej niż pięć, sześć osób.. ;)
Do następnego!
Całuję ;*
K.

niedziela, 2 marca 2014

12. Say it loud. Even if you're scared it will cause problems or burn your life to the ground.

Matteo przez kilka minut chodzi po parku.
Nigdzie ani śladu Oliwii.
Próbuje się do Niej dodzwonić.
Bezskutecznie.

Mijają kolejne minuty.
- No jasne! –Włoch odruchowo uderza się w czoło i zaczyna biec przed siebie.
W końcu zatrzymuje się przed klubem.
Kiedyś to było Ich ulubione miejsce. 
Za każdym razem, kiedy przyjeżdżał do Mediolanu przychodzili właśnie tu.
Martino wchodząc do środka ma nadzieję, że to tu znajdzie przyjaciółkę.
Przeciska się przez tłum świetnie bawiących się ludzi. Głośna muzyka utrudnia Mu zebranie myśli.
Z bijącym coraz bardziej sercem kieruje się w stronę baru. 
Z ulgą zauważa dziewczynę przy barze i szybkim krokiem podchodzi do Niej.
- Bella… -kręci głową
Oliwia siedzi przy barze. Obok leży popielniczka z kilkoma już niedopałkami. 
Jest w dość kiepskim stanie. 
Kompletnie pijana.

- Chcę być sama. –odpycha Go Oliwia
- Nie zachowuj się jak dziecko. Zostaw to. –z ręki dosłownie wyrywa Jej papierosa
- Mówiłam, że chcę być sama! –krzyczy 
Chce wstać. Jednak szybko traci równowagę. 
Dobrze, że jest przy Niej Matteo.
- Zabieram Cię do domu. –przerzuca Ją sobie przez ramię 
- Do domu? Ja nie mam domu… 
- Nie gadaj głupot.
- Postaw mnie! –rzuca się
- Nie. –lekko Ją podrzuca na ramieniu
- Chcę tańczyć! –dalej uparcie protestuje
- Jesteś pijana. –nie zatrzymuje się Włoch
- Nie jestem. I chcę zatańczyć. Postaw mnie! –bije pięściami o Jego plecy
- Oliwia… Błagam Cię.
Ona jednak nie daje za wygraną. Wierci się, drapie. 
- Jak mnie zaraz nie postawisz to powiem Michałowi!
Martino sztywnieje.
Zatrzymuje się.
- Słucham?
- Tak. Powiem Kubiakowi, że źle mnie traktujesz.
- Jesteś pijana. –wznawia marsz do drzwi wyjściowych
- I wprowadzę się do Niego, nie do Ciebie!
Siatkarz wie, że Jego przyjaciółka jest w kiepskim stanie i zapewne już jutro nie będzie pamiętała własnych słów. Mimo wszystko nie może nie zareagować.
- Droga wolna. 
Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu Oliwia czuje stały grunt pod nogami.
- Dziękuję. –mówi i chwiejnym krokiem wraca na parkiet

Matteo wychodzi z klubu sam.
Mija chwila.
Jedna.
Druga.
Trzecia.
Nagle Oliwia wybiega z budynku. 
Zaczyna płakać.

- Ty idiotko! –gani sama siebie
Czuje, że ktoś staje za Nią i obejmuje Ją w pasie.
- Już dobrze Bella. Jestem. –słyszy tak dobrze znany Jej głos
- Matt! –z radości zaczyna płakać jeszcze bardziej
Odwraca się i wtula w przyjaciela.
- Wracajmy do domu. –chwyta Ją pod rękę i prowadzi w stronę najbliższej taksówki.
Kilka minut później są już na miejscu. Martino reguluje rachunek i pomaga wysiąść przyjaciółce. 
Lekko już zaspana Mazur nie jest w stanie dalej iść samodzielnie. Widząc w jakim jest stanie, Matteo bierze Ją na ręce i wnosi do mieszkania. 

Martino jest wspaniały. 
Kładzie Oliwię na łóżku. Zdejmuje Jej buty. Dokładnie przykrywa. Poprawia poduszkę. A na dobranoc całuje w czoło. Zależy Mu na Niej. Doskonale rozumie Jej zachowanie. Dawno temu obiecała sobie, że nigdy więcej nie będzie już szukała pocieszenia w alkoholu czy imprezach. Ale czy można się spodziewać innej reakcji kiedy dowiadujesz się takich rzeczy o swojej przeszłości? 
Po cichu wychodzi z pokoju i sam kładzie się na kanapie w salonie. 

Następnego ranka dziewczyna budzi się z okropnym bólem głowy. Powoli otwiera oczy. Próbuje przypomnieć sobie, co zaszlo kilkanaście godzin wstecz. Pamięta, że przyjechał Matteo. Dostała dziwną wiadomość. To Włoch poszedł na spotkanie. Wrócił trochę przybity. Rozmawiali. Wyszła na spacer… Tak, wszystko zaczęło wracać. 
Chciała uciec od tego wszystkiego, co właśnie na Nią spadło. Nie potrafiła zrozumieć zachowania rodziców. Jak Oni mogli?! Poszła do klubu. Chciała jakoś odreagować. Chciała odetchnąć. Dalej film się urywa…
Przy poduszce znajduje bluzę. Zakłada Ją i idzie do kuchni.
- Dzień dobry Bella. –wita Ją tym swoim promiennym uśmiechem Martino
- Czy dobry to nie wiem… -ziewa i łapie się za głowę
- Proszę, powinno pomóc. –podaje Jej szklankę z musującym napojem
- Dziękuję. –wypija praktycznie na raz
Chłopak przygląda się Jej uważnie.
- Coś się stało? –pyta
- Ty mi powiedz. 
- Matt, ja… Ja nie pamiętam, co się działo wczoraj wieczorem.
- Trochę zabalowałaś. –podsumowuje krótko
- Ale byłeś ze mną, prawda? –pyta z nadzieją
Przez chwilę siatkarz nie odpowiada.
- Tak. –dodaje po namyśle
Znowu o czymś Jej nie mówi…
- Co na śniadanie? –siada na wprost Niego i uśmiecha się

W tym momencie Martino uświadamia sobie, ze czasami lepiej coś przemilczeć. 

Dwa dni później są już w Katowicach. 
Na parkingu przy lotnisku Matteo zostawił swój samochód, więc na szczęście nie są skazani na transport publiczny. 
- Mogę prowadzić? –zagaduje Oliwia
- To Ty masz w ogóle prawko? –żartuje z Niej
- Ej! –dostaje za to w ramię- Przecież wiesz, że tak! 
Oboje zaczynają się śmiać.
- A kiedy ostatni raz siedziałaś za kierownicą? Na egzaminie? 
- Martino! Nie nauczyli Cię, że niegrzecznie jest się naśmiewać? –udaje obrażoną
- Przecież ja tylko stwierdzam fakty. –tłumaczy otwierając przed Nią drzwi pasażera
- Jeszcze zobaczysz. –krzyżując ręce wsiada do środka
- Co takiego?
- Raz dwa się podszkolę i będę lepszym kierowcą niż Ty, o!
- A skąd weźmiesz instruktora? 
- Mało to chłopaków w Jastrzębskim? –pyta Go zadziornie
- Eee, Panno Mazur, nie zapędzasz się trochę? –odpala silnik
- To pomożesz mi? 
Matteo wbija w Nią wzrok.
- Tylko kilka lekcji… -prosi dziewczyna
- Pomyślimy. –uśmiecha się w końcu 
Zadowolona Oliwia zapina pas i podkręca głośność w radiu. 
W dobrych nastrojach jadą do Żor. 

W międzyczasie Oliwia zaczyna temat.
- Matt?
- Hmm?
- Czy naprawdę nie da się tego załatwić inaczej?
- Czego?
- No tych papierów…
- Niestety. Musisz je osobiście podpisać. 
- Ale pojedziesz ze mną? Prawda? Powiedz, że tak…
- Postaram się… -ścisza głos 
- Słucham? 
- No bo nie wiem czy będę mógł znowu wziąć wolne… Trener ciśnie. 
- Nadal się nie dogadaliście?
- Nie. –próbuje szybko urwać temat
Oliwia znowu nie odpuszcza.
- Matteo… Próbowałeś z Nim rozmawiać? On też jest w końcu Włochem…
- To niczego nie zmienia.
- A kapitan? Jak Mu tam, Łasko?
- Nie przepadamy za sobą.
- A jest tam w ogóle ktoś z kim złapałeś kontakt? –przygląda Mu się badawczo
- W sumie… 
- Co to za wymijająca odpowiedź? 
- Oj, Oli… Bo to nie jest takie proste…
- Nie rozumiem.
- Ja też nie, ale co poradzisz? Nie nadajemy z chłopakami na tych samych falach. Nic na siłę.
- Ale musi być ktoś… Ktokolwiek. 
- Nawet spoko z Rusellem się gada.
- O widzisz! 
- I z czego się cieszysz? –śmieje się z Jej reakcji
- Bo chciałabym, żebyś miał tu jakiegoś kumpla. Kogoś z kim możesz pogadać, wyjść po treningu na piwo…
- My po treningach nie chodzimy na piwo Bella. Trzeba formę trzymać.
- Nie łap mnie za słówka, wiesz o co mi chodzi.
- Wiem. –uśmiecha się.
W głębi duszy bardzo się cieszy, że w pewien sposób i Jej na Nim zależy.
- To kogo tam jeszcze mamy? –Oliwia wyciąga z torebki telefon
- A co Ty robisz? –zagląda Jej przez ramię
- Na drogę patrz! –rozbawiona odpycha Go- Wojtaszek, Malinowski, Violas… -wylicza
- Nie mów mi, że sprawdzasz skład zespołu. –nie może opanować śmiechu Włoch
- A co w tym dziwnego? Muszę znać ludzi, z którymi często będę się teraz spotykać.
- Co masz na myśli? –teraz to On się Jej przygląda zaintrygowany
- No bo… -mówi niepewnie
- Oli, błagam, mów wprost…
- Chcę się dowiedzieć czegoś o babci. A żeby to zrobić… Muszę być na miejscu. No prawie. Bo do Krakowa nie wrócę. 
- Czy chcesz mi powiedzieć, że… -boi się powiedzieć to na głos
- Tak. –wtrąca Oliwia
- Tak, czyli? –ciągnie Ją za język
- Przez jakiś czas u Ciebie pomieszkam. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko…
- Pewnie, że nie! –niemal krzyczy z radości
- Fajnie.
- Fajnie? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? 
- A co więcej chcesz usłyszeć? 
- Kiedy na to wpadłaś? Dlaczego nie mówiłaś wcześniej? 
- Przecież właśnie mówię. –szybko kończy rozmowę i podkręca muzykę

Martino ledwo może utrzymać kierownicę z tej radości. Czuje, ze niedługo może nadejść przełomowy moment Ich kilkuletniej znajomości. 

Zatrzymują się pod hotelem.
- Nie masz dość tego miejsca? –pyta Oliwia pomagając Mu wyciągać bagaże
Matteo nie odpowiada.
- Ok, domyślam się odpowiedzi… -mówi jakby do siebie
W środku wita ich jak zwykle uśmiechnięta recepcjonistka.
- Dzień dobry. Witamy z powrotem.
- Dzień dobry. –odpowiadają grzecznie i kierują się do windy
- Przepraszam! –słyszą nagle za plecami
- Tak? –odwraca się Matteo
- Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć, ale… Dostaliśmy przesyłkę, którą mamy dostarczyć… Tej Pani. –skina lekko na Oliwię
- Jak to? Może to pomyłka? –podchodzi bliżej dziewczyna
- Kurier wyraźnie zaznaczył, ze to dla przyjaciółki Pana Martino. A Pan Martino z kolei bywa tu tylko z Panią odkąd u nas mieszka. –tłumaczy Im młoda kobieta
- Dziękuję. –podpisuje w odpowiednim miejscu Oliwia i dalej idzie za Włochem

Matteo otwiera drzwi i wchodzą do środka. Zostawiają walizki i dosłownie padają na kanapę.
- Jestem strasznie zmęczona… A to zaledwie kilka godzin lotu.
- Zrobię coś do jedzenia. –proponuje chłopak
- A masz coś w lodówce w ogole? –wstaje i otwiera ją
- Faktycznie… -kręci głową Matt- Przydałyby się zakupy.
- To ja skoczę.
- Nie, Ty odpocznij. Ja pojadę szybko do jakiegoś marketu. Masz ochotę na coś konkretnego?
- Wiesz co lubię. –opowiada odruchowo i nalewa sobie wody do szklanki- Chcesz? –pyta przyjaciela
- Nie, dzięki. Pojadę od razu po te zakupy. 
Oliwia patrzy na podłużne pudełko. Jest ciekawa od kogo ta przesyłka.
- Zajrzyj.
- Słucham? –wraca do rzeczywistości
- No otwórz i sprawdź od kogo. 
Również On chce wiedzieć, kto Ją tu znalazł.
Dziewczyna niepewnie rozwiązuje kokardkę. 

W środku znajduje różę, do której dołączona jest karteczka z literą „M.”

Martino nie wytrzymuje.
- Oli, muszę Ci o czymś powiedzieć... 



~~
Zostawiam Wam rozdział tak na dobranoc i miły początek nowego tygodnia.
Całuję ;*
K.

wtorek, 25 lutego 2014

11. If heartache was a physical pain I could face it.. But you're hurting me from inside of my head and I can't take it

- Spodziewasz się kogoś? 
- Matt, jest prawie czwarta… -mówi lekko wystraszona Oliwia
- Zaczekaj. 
Martino wstaje i znika gdzieś w korytarzu. 
Mija chwila, która wydaje się dziewczynie być całą wiecznością.
W końcu Włoch siada przy Niej.
- Nikogo nie było.
- Co?! 
Teraz już zupełnie nie rozumie co się dzieje. 
- Ktoś tylko zostawił karteczkę.
Oliwia bierze od Niego niewielki papier. 
- „Muszę z Panią porozmawiać. Spotkajmy się przy fontannie w centrum jutro w południe. Proszę się nie bać. To pilne.” –czyta tekst po polsku
Długo się w niego wpatruje. 
- Nie wiesz od kogo?
Dziewczyna kręci przecząco głową.
- Więc zignoruj to.
- Ale… To pilne… Może coś się stało? Zresztą, gdyby to był jakiś wariat, wybrałby mniej zatłoczone miejsce spotkania…
- Mniejsza z tym. Nie pójdziesz tam. –mówi stanowczo Martino
Oliwia patrzy na Niego w milczeniu.
- Nie pójdziesz. –upiera się Włoch- I nie rób tych swoich min. –układa się za Nią na kanapie
- Matteo…
- Nie ma tematu. Dobranoc. 
Dziewczyna przez kilka minut wsłuchuje się w Jego miarowy oddech.
- A jeśli to coś naprawdę ważnego i nigdy się nie dowiem? –pyta po cichu
- Nie pójdziesz, ale to nie znaczy, że się nie dowiesz. Ja idę. A teraz proszę Cię, śpij już. –całuje Ją w czubek głowy
Oliwia uśmiecha się do siebie. 
Cieszy się, że ma takiego przyjaciela u boku.

Kiedy powoli otwiera oczy uświadamia sobie, że jest sama.
- Matt? 
Odpowiada Jej jedynie głucha cicha.
Wstaje i zagląda do kuchni. Tam na stole czeka na Nią karteczka. 
- „Wybacz. Tak słodko spałaś, nie chciałem Cię budzić. Byłem zmuszony podjąć pewne kroki. Jak Cię znam w pierwszym lepszym momencie wymknęłabyś się i poszła na to spotkanie. Martwię się o Ciebie, dlatego… Musiałem zamknąć Cię tutaj. Spokojnie, rano zrobiłem zakupy, żeby niczego Ci nie brakowało przez te kilka godzin. Chociaż jak Cię znam to dopiero wstałaś a pewnie jest prawie południe ;) Postaram się wrócić jak najszybciej.” –czyta z niedowierzaniem
Od razu sprawdza drzwi.
Faktycznie zamknięte. 
Zagląda do lodówki.
- No moja droga, -kręci głową- już dawno nikt tak o Ciebie nie dbał, nawet Ty sama. 
Spogląda na zegarek.
Jak to możliwe, że Matteo tak dobrze Ją zna? Zostało dokładnie dziewiętnaście minut do godziny dwunastej. Przysnęło się Jej troszkę… Ale pewnie i Ty chciałabyś się nacieszyć chwilą, kiedy to masz przy sobie kogoś, na kim Ci zależy. 
Zaraz, zaraz. 
Czy to właśnie miałoby znaczyć, że Oliwii zależy na włoskim siatkarzu? 
Przecież tak bardzo się przed tym broni…


Wyciąga z lodówki kilka przysmaków i w końcu przygotowuje porządny posiłek. 

*

Matteo kręci się niedaleko umówionego miejsca. 
Kilka osób rozpoznaje Go i prosi o wspólne zdjęcie. Mimo zdenerwowania zgadza się i uśmiecha. 
Uważnie przygląda się ludziom na placu.
W końcu, dokładnie gdy wybija południe, przy fontannie pojawia się mężczyzna, który zwraca Jego uwagę. 
Wygląda na czterdzieści kilka lat. Jest elegancki. W ręku trzyma walizkę. 
On również się rozgląda. Jakby szukał kogoś w tłumie. 
Włoch bierze głęboki oddech i zmierza w stronę nieznajomego.
Jeszcze kiedy mężczyzna zwrócony jest do Niego plecami mówi:
- Wiedziałem, że nie pozwoli Jej Pan przyjść. –odwraca się w końcu i uśmiecha przyjaźnie
- Kim Pan jest? 
- Może nie tutaj. 
Martino przez chwilę zastanawia się. Jednak zgadza się i idzie za mężczyzną.

Po kilku minutach wchodzą w jedną z bram.
- Czego Pan chce? 
- Może przejdę na język włoski i wszystko dokładnie wytłumaczę. –proponuje
Matteo cierpliwie czeka na to, co ma do powiedzenia.
- Nazywam się Krawczuk. Jestem prywatnym detektywem. Pracowałem dla Honoraty Mazur. 
- Nadal nie rozumiem celu Pańskiej wizyty. 
- Pani Honorata jest… To znaczy była… Babcią Pani Oliwii.
- Oliwia nigdy nic nie mówiła…
- Nawet nie wiedziała. –dodaje ze smutkiem Krawczuk- Kiedy rodzice się pobrali, Jej mama nie potrafiła znaleźć kontaktu z teściową. Chciała o wszystkim decydować sama i trzymać rękę na pulsie jeśli chodzi o interesy męża. Z czasem, jak Pan zapewne wie, wszystko się między nimi posypało, dlatego Oliwia uciekła. Babcia, to znaczy Pani Honorata, bardzo chciała brać udział w wychowaniu jedynej wnuczki, co nie podobało się niestety Jej synowi. Upierał się zawsze, że doskonale sobie sami poradzą a Ona tylko rozpieszcza Oliwię i niepotrzebnie się wtrąca. Kilka miesięcy wcześniej przepisała udziały w firmie synowi. Ostatni raz Pani Honorata widziała Ją, kiedy kończyła roczek. Przez wiele lat próbowała jakoś zmienić relacje z synem i Jego żoną. Bardzo zależało Jej na kontakcie z wnuczką. Wszystkie Jej starania nigdy nie przyniosły skutku. Syn za namową małżonki odwrócił się od Niej. Dosłownie wymusił na Niej wyprowadzkę z Krakowa. Przeniosła się więc pod miasto. Wynajęła mnie, bym miał na oku Jej kochaną wnuczkę. Nikomu nie mogła o tym powiedzieć. Aż strach myśleć do czego mogli posunąć się Mazurowie. Grozili, że wywiozą Oliwię tam, gdzie nie będzie mogła Jej znaleźć. Tak więc przez te wszystkie lata obserwowałem Oliwię z ukrycia. Sprawdzałem czy daje sobie radę. O wszystkim informowałem Panią Honoratę. Była przeszczęśliwa widząc aktualne zdjęcia wnuczki. Nigdy nie pogodziła się z Jej stratą. I nigdy tak naprawdę nie zrozumiala dlaczego Ją od małej odcięli. Jak może się Pan domyślać, Pani Honorata była dość majętną osobą. Szpital, w którym się leczyła, musiał zawiadomić najbliższą rodzinę o Jej stanie zdrowia. Mijały dni, jednak nikt się nie pojawiał. Wcale nie była zdziwiona. Wiedziała, że rodzinę straciła lata temu. Sporządziła testament. Wiedziała, że syn na pewno upomni się o Jej majątek. Tego by nie zniosła. Już i tak wiele krzywd wyrządził. Wszystko zostawiła w spadku Oliwii.

Matteo słucha w milczeniu.
W końcu zadaje pytanie.
- Kiedy zmarła?
- Cztery dni temu. –wzdycha detektyw- Jej ostatnią wolą było zorganizowanie bardzo skromnego pogrzebu, w gronie ludzi, którzy się Nią zajmowali w tym ostatnim czasie. Nie chciała prosić o przyjazd Oliwii. To mogłoby być dla Niej zbyt wiele. W końcu przez cale życie nawet nie wiedziała o istnieniu babci. Prosiła jedynie, żebym dopilnował by Oliwia dostała to, co się Jej należy. 
- Skąd Pan właściwie wiedział, gdzie Jej szukać? To znaczy rozumiem, kiedy mieszkała w Krakowie, ale teraz?
- Pracodawca musiał Ją zarejestrować, a sprawdzenie takich informacji dla detektywa nie stanowi większego problemu. Przepraszam jeśli Państwa przestraszyłem dziś rano. Nie chciałem, żeby ktoś zobaczył pod jakim adresem mieszka. 
- Dlaczego? 
Mężczyzna nie odpowiada.
- Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć? 
- Słyszał Pan pewnie o Marcelu? –niepewnie zaczyna Krawczuk
- Oczywiście. 
- Bo widzi Pan… Jakiś czas temu… -urywa
- No niechże Pan to z siebie wydusi!
- Okazało się, że jest chory.
- Chory?
- Powiedziałbym nawet, że niebezpieczny.
Martino cały gotuje się w środku.
- Ma schizofrenię. Powinien być w specjalnym ośrodku, jednak nie zgłosił się na leczenie. Tak wynika z moich źródeł. –detektyw wydaje się być mocno przejęty sprawą- Wiem, jak wyglądało Ich rozstanie. Między innymi to przyczyniło się do wyjazdu Oliwii. Dotarłem do tej dziewczyny, z którą wtedy był. Nie wspomina Go najlepiej.
- Co Pan ma na myśli?
- Często wspominał Oliwię. Mówił, że to nie jest jeszcze skończone. Często je do siebie porównywał. 
- Idiota… -zaciska pięści Matt
- Chory człowiek. 
- Czy grozi Jej niebezpieczeństwo?
- Nie jestem w stanie tego przewidzieć. Jestem detektywem, nie jasnowidzem. Mimo to nie wykluczam takiej możliwości. Tacy ludzie czasami bywają wręcz nieobliczalni. 

Przez kilka kolejnych chwil mężczyźni milczą. 
Przez głowę Matteo przechodzą setki myśli.
Jak On powie o wszystkim Oliwii? Babcia? Z którą rodzice odebrali Jej kontakt? Przecież to złamie Jej serce... Znowu rodzice. To wszystko przez nich. 

Jakby wyglądało Jej życie, gdyby miała Honoratę przy sobie? 
Czy byłoby Jej lepiej?
Czy uciekłaby z Krakowa?

Czy  w ogóle by się poznali?

- Panie Martino? –gdzieś między tymi myślami przebija się głos Krawczuka- Niestety, mamy prawo jakie mamy i Pani Oliwia musi osobiście podpisać pewne dokumenty. 
- Rozumiem. 
- Najlepiej jeszcze w tym tygodniu. W przeciwnym razie cały majątek przechodzi pod skarb państwa. 
- Postaram się to załatwić.
- Czy mogę coś Panu poradzić?
- Słucham.
- Proszę nie mówić Jej o wszystkim od razu. 
- Jeszcze nie wiem jak o czymkolwiek Jej powiem…
- Gdyby coś się działo albo kiedykolwiek była potrzebna moja pomoc, oto moja wizytówka.
- Dziękuję.
- Powodzenia.
- Nawzajem. 
- Dobrze, że ma Pana przy sobie. –podaje Mu rękę na do widzenia- Pani Honorata była Panu ogromnie wdzięczna. 

Matteo uśmiecha się jedynie i żegna z mężczyzną. 

W drodze powrotnej długo nie może pozbierać myśli.

*

Oliwia słyszy dźwięk przekręcanych w drzwiach kluczy. 
- Powinnam Cię pozwać! –śmieje się do przyjaciela
Ten jednak nie odpowiada.
Nawet najmniejszej reakcji z Jego strony. 
- Co się dzieje?
- Oli… Nie wiem jak Ci to powiedzieć…
- Najlepiej wprost. 
- To nie jest takie proste. Lepiej usiądź.

Mijają kolejne minuty.
Oliwia slucha wszystkiego w milczeniu.
Łzy leją się strumieniem.

Po pół godzinie nadal siedzi i wpatruje się w martwy punkt. 

Matteo tak bardzo chciałby Jej tego oszczędzić. 
Wie, jak bardzo Ją to boli.
Dlatego nie mówi Jej wszystkiego.
Tak.
Nawet słowem nie wspomina o Marcelu.

- Oli… Babcia bardzo Cię kochała. Chciała uczestniczyć w Twoim życiu przynajmniej tak. 
- Miałam… Babcię… -chlipie 

Dłużej nie może wytrzymać. Czuje, jakby serce Jej rozrywało na milion kawałeczków. 
Po prostu nie daje rady. 

- Bella… 
Matteo mocno przytula dziewczynę. Nie wie, jak bardziej mógłby Jej pomóc. 
- Zrobię coś do jedzenia. –oferuje w końcu

Kwadrans później stoi już w kuchni i przyrządza coś na szybko.
Zauważa Oliwię idącą w stronę drzwi.
- A Ty dokąd? –pyta
- Na spacer. Muszę się przewietrzyć. Wybacz, i tak nic nie przełknę. 
- Chcesz, żebym poszedł z Tobą? 
- Nie. Zostań tutaj. Chcę byś sama.
- Tylko uważaj na siebie. 

Po wyjściu z kamienicy Oliwia jakiś czas chodzi po parku. Jednak nie odnajduje się tam. 
Czuje, że jest inne miejsce, które pozwoli zapomnieć Jej o problemach…


Mija pół godziny.
Godzina.
Półtorej.
Dwie.

Matteo zaczyna panikować.
Przecież coś mogło się stać.
Dlaczego pozwolił Jej wyjść samej?

Wybiera Jej numer.
Cisza. 
Kolejny raz.
Znowu nic.

Nie waha się. 
Zgarnia ze stołu klucze i idzie Jej szukać.





~~
Mój ogromny błąd! 
Nie było mnie w domu przez ostatnie dni i chciałam, żeby rozdział dodał się automatycznie z soboty na niedzielę. Niestety wpisałam złą datę i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wpis się nie pojawił... Bardzo przepraszam!
Jeśli ktoś tu jeszcze ze mną jest mam nadzieję, że będzie zadowolony. 
W końcu jakaś akcja się rozkręca ;)
Całuję ;*
K.


środa, 19 lutego 2014

10. I may not make it through the night but I won't go home without you

Wystraszona Oliwia budzi się zwinięta na podłodze. Zupełnie nieświadomie spadła kanapy. Z ulgą sprawdza swój telefon. Brak połączeń. Przecież to nie byłoby możliwe. Nie… Na pewno nie. 
To tylko zły sen. 
Jednak cały czas słyszy w głowie ten głos. Głos, który kiedyś znaczył dla Niej tak wiele. 
Podnosi się z miejsca i idzie do łazienki. Zimną woda obmywa twarz. Bierze kilka głębokich oddechów.

- Nie panikuj. Nic się nie dzieje. –powtarza sobie przed lustrem.

Kolejne dni wyglądają podobnie. 
Praktycznie codziennie rozmawia z Martino. Tęskni za Nim. Za Jego obecnością. Ale wmawia sobie, że są tylko przyjaciółmi. Im częściej to sobie mówi, tym bardziej w to wierzy. Przecież nigdy nie podejmowali tego tematu na poważnie. On nigdy nie okazywal Jej większych uczuć. Oliwia założyła więc, że Ich jedyną relacją będzie przyjaźń.

Włoch od czasu do czasu pyta o Jej decyzję. Chciałby, żeby w końcu przyjechała na stałe. Brakuje Mu Jej. Przywiązał się do panny Mazur. Zawsze wystarczył moment, by wsiadł w samochód i znalazł się w Mediolanie. A teraz? Nie widuje Jej. Skazani są tylko na rozmowy telefoniczne. A to nie jest to samo. Taki kontakt nie zastąpi nigdy prawdziwej bliskości drugiego człowieka. 
To nie jest takie proste. Oliwia nie mówi Mu o nocnych koszmarach. Swoją drogą miewa je coraz częściej. A wyglądają tak samo. Odbiera telefon i słyszy ten głos. Niby za każdym razem brzmi tak samo, ale zaczyna przerażać Ją coraz bardziej. Dlaczego? Tego jeszcze nie odkryła. Boi się, że w końcu sny staną się rzeczywistością… Ze przeszłość Ją dogoni.
Czy to utrudnia Jej dokonanie wyboru?

Zastanawia się, dlaczego Michał milczy. Niby nic sobie nie obiecywali. Niby nie wymienili się numerami, ale skoro potrafił zdobyć Jej adres i wysłać kwiaty, dlaczego nie może się postarać i sprawdzić co u Niej? A może to i lepiej? Gdyby Matteo się dowiedział…

Nie udaje się Jej znaleźć stałej pracy. Ciągle spotyka się z odmową. W jednej z gazet znajduje ogłoszenie o zajęciu na kilka godzin cztery razy w tygodniu. W końcu roznoszenie ulotek zawsze jest lepsze niż nic. 
Oczywiście Matteo zapewnia, że wszystko w porządku, że sobie radzi.
- Tak Matt, jest ok. Powoli wychodzę na prostą. –kłamie kolejny raz

- Za jakieś dwa tygodnie będę miał wolny weekend. –zagaduje podczas której rozmowy telefonicznej- Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym-
- Moje drzwi są zawsze dla Ciebie otwarte! –przerywa Mu uradowana

Normalnie dni upływają Oliwii w zaskakująco szybkim tempie. Jednak ten czas, który pozostał do przylotu Matteo dłuży się niemiłosiernie. 
Dziewczyna nie może znaleźć sobie zajęcia. 
Któregoś dnia sprząta calutkie mieszkanie. Robi to dłużej i dokładniej niż zwykle. Zagląda do wszystkich szaf, szafeczek, kartonów. Przegląda każdą rzecz. Dla każdej albo znajduje nowe miejsce, albo wyrzuca. 
Taki mały remanent można powiedzieć.
Aż w końcu trafi na niewielkie kolorowe pudełeczko. Z początku odkłada je na bok, jako kolejną rzecz do wyrzucenia. Jednak po chwili spogląda w tym kierunku. Niepewnie bierze rzecz do ręki. Domyśla się, co kryje się w środku… 
- Odłóż to… -mówi do siebie
Jakby chciała samą siebie przekonać, że nie warto wracać do przeszłości. W końcu po coś od niej ucieka przez tyle czasu.
Wewnętrzna siła za wszelką cenę próbuje wygrać z rozumem. Ostatecznie ten przegrywa batalię i Oliwia otwiera pudełeczko. Do Jej oczu momentalnie napływają łzy, które już moment później przybierają postać strumienia. Wyciąga plastikowy pierścionek. Kiedy obraca go na swojej dłoni, wszystko wraca. Wspomnienia są tak wyraźne… Jakby zdarzyło się to dosłownie wczoraj.

Oliwia ma wrażenie, że w swojej głowie odtwarza jakiś film. Film, którego częścią ma nadzieję nie być. Niestety… Czasu nie cofnie. To wszystko już się kiedyś stało. I na dobre zmieniło Jej życie.

Zamyka oczy.

Któregoś wieczoru postanowiła oderwać się od stosu książek spoczywającego na biurku. Na Rynku miała grać Jej ulubiona kapela. Chciała wyciągnąć na ten koncert Marcela. Wiedziała, że i On ma masę nauki, ale czuła, że da się namówić. Weszła po schodach piętro wyżej. Stanęła przed drzwiami. Podniosła rękę, którą szybko cofnęła. Pukać? Po co? Przecież nigdy tego nie robiła. Poprawiła włosy i otworzyła drzwi. Spanikowany chłopak zeskoczył z łóżka. Dziewczyna oblała się rumieńcem i zakryła kołdrą. Oliwia poznała w niej studentkę z roku.
- Kochanie, to nie tak jak myślisz... -w pośpiechu naciągał na siebie koszulkę Marcel
- Uczymy się. -pisnęła Jego towarzyszka
- Chyba dogłębnej anatomii! -krzyknęła Oliwia i wybiegła z pokoju
Zbiegała po schodach nie zwracając uwagi na innych. Nagle zatrzymała się i spojrzała na swoją dłoń. Wróciła się i rzuciła w chłopaka pierścionkiem zaręczynowym.
- Oliwia, nie wygłupiaj się. -prosił
- Wynoś się z mojego życia! -trzasnęła za sobą drzwiami
Nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła uwierzyć to, że chłopak z którym planowała przyszłość zrobił Jej coś takiego. Przecież wiedział, jak wyglądało Jej życie i co ojciec robił za plecami matki. Obiecał, że nigdy Jej nie skrzywdzi a teraz zrobił to samo! Nie mogła Go dłużej znosić.
To była chwila. Moment, w którym wszystko się dla Niej zmieniło.
Spakowała walizki. 


 Szybko ociera spływające łzy rękawem. Plastikowy pierścionek ciska razem z pudełkiem w najdalszy kąt pokoju. Dlaczego nie wyrzuciła go dawno temu? Już nawet nie pamięta. Chyba po prostu chciała zachować jakieś malutkie wspomnienie tego, co mogło się w Jej życiu wydarzyć. Dla niektórych tandeta. Dla Niej i Marcela był to symbol Ich wielkiej młodzieńczej miłości. To właśnie dał Jej na klasowej imprezie. Wtedy oświadczył się Jej pierwszy raz. Nikt nie przewidział, że wszystko potoczy się inaczej…
Z czasem zwyczajnie zaczęła o nim zapominać. 

Z natłoku myśli i wspomnień wyrywa Ją dźwięk telefonu. 
- Halo?
- Zapomniałaś, że kwiaty w oknie trzeba podlewać? –śmieje się rozmówca
- Matteo? To Ty?
- A spodziewałaś się kogoś innego? 
- Niee! Skądże! Fajnie, że dzwonisz. –pociąga nosem
- Płakałaś?
- Nie… -ścisza głos Oliwia
- Przecież słyszę.
- No może tak ciut ciut.
- Oli… Co się stało?
- Nie masz treningu? –zmienia temat
- Nie. Wziąłem kilka dni wolnego. 
- Jak to? Źle się czujesz?
- Będziemy tak przez telefon rozmawiać cały czas czy wpuścisz mnie do środka? –nie wytrzymuje Włoch
- Słucham?! 
Oliwia podbiega do okna. 
Na dole naprawdę stoi Martino. Uśmiecha się promiennie.
- Bella? –mówi zabawnie do słuchawki
- A tak, tak, chodź szybko! –wraca myślami do rzeczywistości
Kilka chwil później rozlega się pukanie do drzwi. Dziewczyna otwiera je i bez namysłu wtula się w przyjaciela.
- Też się cieszę, że Cię widzę. –caluje Ją w głowę
Wchodzą do środka. 
Matteo stawia walizkę i jeszcze raz obejmuje Oliwię. 
- Co Ty tu właściwie robisz? Miałeś być za tydzień… -odzywa się w końcu
- Udało mi się wcześniej ogarnąć wolne. To źle? –pyta nieco wystraszony
- Oczywiście, że nie! Po prostu gdybym wiedziała, że przyjeżdżasz trochę lepiej bym się przygotowała… -kieruje wzrok na swoją niewielką sypialnię
Chłopak zauważa rzeczy porozrzucane na podłodze. Chyba domyśla się, gdzie jeszcze kilka minut temu była myślami Oliwia. 
- Co się dzieje? –bierze Ją za rękę i prowadzi do kuchni.
Siadają na wprost siebie.
- Chciałam uporządkować te rzeczy. Części z nich w ogóle nie potrzebuję. –zaczyna tłumaczyć
- Dlaczego płakałaś? 
- Nie płakałam. Mam tylko trochę zmęczone oczy. –ucieka od Niego spojrzeniem
- Oli, znam Cię. –przez stół wyciąga rękę i ujmuje dłoń dziewczyny
Wpatruje się w Nią przez dłuższą chwilę.
W końcu przerywa milczenie.
- Chcesz to skończyć? –odwraca się w stronę pokoju
Oliwia przytakuje.
- Zrobię kolację. 
Matteo uśmiecha się i bez zbędnych słów zaczyna przygotowywać posiłek. 
Przez moment dziewczyna przygląda się Jego poczynaniom. Bierze głęboki oddech i znika za drzwiami sypialni.


- Oliwia! Oli! –krzyczy Włoch z kuchni- Kolacja!
Cisza.
- Oliwia?
Niepewnie uchyla drzwi i zagląda do pokoju.
- Hej… -siada przy Niej na podłodze- Co się dzieje? Porozmawiaj ze mną.
Podaje mu kolorowe pudełeczko.
- Zrobisz coś dla mnie? –szlocha
- Wszystko.
- Wywal to. 
Matt bez słowa spełnia Jej prośbę.
Kilka chwil później wraca i zajmuje to samo miejsce.
Cierpliwie czeka aż sama się przed Nim otworzy.
- Pamiętasz, opowiadałam Ci kiedyś o Marcelu. –zaczyna Oliwia- Myślałam przez te wszystkie lata, ze to już zamknięty rozdział. Pozbyłam się wszystkiego, co mi o Nim przypominalo. Zapomniałam o jednej rzeczy. O pierścionku… 
- Przecież wtedy… No wiesz… Jak Go przyłapałaś… Cisnęłaś nim w tego kretyna… Tak mi się wydaje. –wtrąca siatkarz
- Bo tak było, ale… Wcześniej oświadczył mi się na klasowej imprezie. Wyznawal mi wieczną miłość, mówił, że chce naszej wspólnej przyszłości… I wtedy dał mi plastikowy pierścionek, który znalazł w paczce chipsów. To miał być taki symbol. Obietnica lepszego jutra. No nie wiem… Zresztą mniejsza z tym. Nie wiem dlaczego tak długo go trzymałam… Prawdę mówiąc już całkiem o nim zapomniałam. Do dzisiaj… Że też musiałam sobie wymyślić przeglądanie tych rzeczy! –ukrywa twarz w dłoniach
Matteo obejmuje Ją ramieniem.
- Przepraszam. Nie wiem czemu się tak rozkleiłam… -podnosi wzrok
- Nie masz za co przepraszać. Nie jesteś ze stali. Masz prawo do gorszego dnia. I to normalne, że widząc ten kawałek plastiku wspomnienia wróciły…
- Wiesz co jest najgorsze?
- Hmm?
- Mam bardzo złe przeczucie….
- To znaczy?
Przygląda się Jej badawczo.
Oliwia ociera ostatnie łzy rękawem.
- Widzisz… Od jakiegoś czasu… No dobra, odkąd tu wróciłam. Mam dziwne sny. A właściwie to jeden sen. Nagle dzwoni telefon. Odbieram jak gdyby nigdy nic. Wtedy On się odzywa…
- Czemu nic mi nie powiedziałaś? 
- A coś by to zmieniło? –uśmiecha się lekko- Przecież nie wejdziesz do mojej glowy i nie usuniesz pewnych rzeczy…
- Uwierz mi, gdybym tylko mógł…
- Wiem. –całuje Go w policzek
- Opowiedz mi coś więcej o tym śnie. –prosi
- Tu już nawet nie chodzi o to, co mówi, tylko o sposób, w jaki te słowa wypowiada. Jakby był bardzo pewny siebie… Aż za bardzo.
- Bella, to tylko zły sen. –przytula Ją mocniej
- Ja wiem, ale… 
- Nie myśl o tym. –przerywa Jej- Ze mną jesteś bezpieczna. 

Oliwia spogląda Mu w oczy. Robi to zdecydowanie za długo. Ma wrażenie, że Ich twarze są coraz bliżej i bliżej. Czuje przyspieszone bicie własnego serca.
A może to tylko wyobraźnia płata Jej figle?

- Kolacja już dawno gotowa. -Włoch lekko unosi kąciki ust
Wstaje, podaje dziewczynie rękę i prowadzi Ją do kuchni.


Oliwii udaje się uporać ze wszystkimi rzeczami. Segreguje te, które jeszcze mogą się przydać i te, których spokojnie można się pozbyć. W tym zadaniu Martino okazuje się być niezastąpiony. Swoim męskim, obiektywnym okiem, trafnie ocenia przydatność każdej z rzeczy i pomaga znaleźć dla niej odpowiednie miejsce. 
Dużo rozmawiają, o wszystkim i o niczym. Jak kiedyś. Jak zawsze. 



Środek nocy.
Oliwia przekręca się z boku na bok. Nie może zasnać. A może się boi? 
Zerka na wyświetlacz telefonu. Nie, jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Nawet na jogging. Bo czy Ty wskoczyłabyś w dres i zrobiła rundkę o trzeciej trzydzieści? 

Po długim namyśle, rozważaniu wszystkich za i przeciw, czy tworzeniu różnych scenariuszy, postanawia w końcu wstać. Ale nie, nie bój się, nie jest szalona. Nie będzie biegać o takiej porze. Wybiera opcję, która nie wymaga aż takich akcji. 
Wstaje i na palcach kieruje się do salonu. Zerka na kanapę.
Tak. Jest zdecydowanie mniejsza niż Jej łóżko.
Tak. Matteo ledwo mieści na nim nogi.
Tak. To chyba trochę nie pasuje…
No ale w końcu są przyjaciółmi, prawda? Tylko Jej się wydawalo, że się zbliżyli. Przecież zauważyłaby, gdyby Mu zależało… 
Przeci-

- Oli? Czemu nie jesteś w łóżku? –zaspany głos Martino wyrywa Ją z tych przemyśleń
- Nie mogę zasnąć…
- No to chodź tutaj. –robi dla Niej miejsce obok
Nieważne, że kanapa jest raczej przeznaczona do spania w pojedynkę. 
- Wygodnie Ci? –pyta troskliwie, kiedy dziewczyna już się ułożyła
- Tak. Dziękuję. –wtula się w Jego umięśnione ciało
- Nie ma za co. –opiera brodę o Jej głowę
- Jest. Za to, że jesteś. Tu i teraz.
Chłopak nie odpowiada. Uśmiecha się szeroko.

Leżą w milczeniu. 
On szczęśliwy.
Ona bezpieczna. 
Ich miarowe oddechy wydają się tworzyć jedną całość. 

- Pewnie nie przekonam Cię ot tak, ale musisz wiedzieć, że bez Ciebie nie wracam. –mówi szeptem już Włoch
- To szantaż? –lekko szturcha Go w bok
- Nie. –mocniej przyciska Ją do siebie- Mówię tylko, że albo będę przy Tobie tu, albo tam.
- Nie rozumiem… A co z klubem? –odwraca się przodem do Niego
- Reszta nie ma znaczenia. 

I znów wpatrują się w siebie zdecydowanie za długo.

Nagle ktoś dzwoni do drzwi.




~~
Przepraszam za to opóźnienie! Praktycznie cały weekend nie było mnie w domu.. Ale już jestem i zapraszam w tym miejscu na kolejny rozdział w najbliższy weekend :)
Całuję ;*
K. 

niedziela, 2 lutego 2014

9. Decide. Is this the life you want to live? Breathe in. Breathe out and decide

Oliwia przekręca klucz w drzwiach. Otwiera je i wchodzi do środka. Znowu jest sama. 
Znowu pojawia się pytanie „Co dalej?”

Zdążyła nieco zgłodnieć po podróży, więc otwiera lodówkę. Niestety cudów tam nie znajduje i kończy się na zamówieniu pizzy. Zapytasz pewnie czy może sobie pozwolić na takie pyszności. Przecież dopiero co wydała ostatnie pieniądze na bilet do Polski. Przed samym Jej wyjazdem Matteo uparł się, by przyjęła Jego pomoc. Nie obyło się bez kłótni. 
Ona powtarzała, że jakoś da sobie radę. Skłamała, że ma jeszcze końcówkę oszczędności. Że zaraz znajdzie pracę… 
On nie wierzył. Już od dawna domyślał się, że Oliwia ma problemy finansowe. 
Nigdy jednak się nie przyznała. Nic nie powiedziała. 
Przecież jest samodzielna. 
Sama i dzielna. 
Nie potrzebuje niczyjej pomocy. 
Zwłaszcza od faceta… Kim by On nie był.

Nadal zastanawia się czy ta wycieczka do Żor była dobrym pomysłem. 
Tęskniła za Matteo. To jasne. Nie przewidziała jednak, że zatęskni za kimś jeszcze.

Jak to w ogóle możliwe, że brakuje Ci kogoś, kogo zupełnie nie znasz? 
Spotykacie się przypadkiem. Masz wrażenie, że Wasza znajomość kończy się jeszcze szybciej niż się zaczęła. Przyzwyczajasz się do myśli, że Wasze spotkanie było naprawdę tylko przypadkiem i już więcej Go nie zobaczysz. Masz wrażenie, że Wasze drogi się już nie zejdą. To byłoby za piękne… Aż tu nagle Wasze spojrzenia znów na siebie trafiają. Znowu przypadek? A może to coś więcej? Może to już przeznaczenie? 
Czy Ty w ogóle wierzysz w przeznaczenie? W to, że ludzie sobie pisani zawsze znajdą do siebie drogę? Czy takie rzeczy nie zdarzają się tylko w filmach? Przecież to nie może być prawdziwe życie. Tu albo kogoś spotykasz i podtrzymujecie znajomość, albo nie. Tu na każdym kroku czeka na Ciebie rozczarowanie. Co poradzić… Ludzie przychodzą i odchodzą. Czasami pojawiają się w naszym życiu tylko po to, by nas czegoś nauczyć, coś pokazać, uświadomić…

Oliwia opiera się o ścianę i powoli osuwa na podłogę. Podkula nogi i splata dłonie na kolanach. 
Teraz, na spokojnie, zaczyna wszystko analizować. 

Pojechała do Matteo. Tęskni za Nim. To normalne. Przyjaciele za sobą tęsknią, potrzebują swojej obecności. A Ona przez te ostatnie lata bardzo się do tej Jego obecności przyzwyczaila. Zawsze był przy Niej, gdy tego potrzebowała. Zawsze wiedział, kiedy przestać zadawać pytania i po prostu przy Niej trwać, wspierać Ją. Mogli na sobie polegać.
Nigdy nie myślała o Nim, jak o materiale na faceta. To znaczy Martino jest przystojny, inteligentny, zabawny, świetnie tańczy, ma wiele zalet. Oliwia jednak broniła się, i nadal to robi, przed myślą o Włochu w takich kategoriach. 
Dawno temu obiecała sobie, że nigdy więcej się nie zakocha. I tego się cały czas trzyma…

Jednak kiedy w myślach wraca do Kubiakowego mieszkania wszystko się zmienia. 
Przypomina sobie widok śpiącego Michała. Coś Ją do Niego ciągnęło. Nie wie tylko, co to było. Mimo to robi Jej się na sercu cieplej. Wie, że nie powinna się tak czuć. Po pierwsze ma swoją złotą zasadę. Zero facetów. Zero związków. Po drugie, ewidentnie coś jest na rzeczy między Michałem a Matteo. Oliwia czuje, ze powinna być po stronie przyjaciela. W tym momencie sprawdziłaby się zasada „wróg Twojego przyjaciela jest Twoim wrogiem”. 
Tylko problem w tym, że Ona nie chce mieć w Michale wroga. Wręcz przeciwnie. Chciałaby Go lepiej poznać. Dowiedzieć się, czemu Ci dwaj się tak nie dogadują. 

Natłok myśli zaczyna Ją męczyć. 
Na dodatek, nie wiedzieć czemu, w myślach tych przewija się kilka osób. Osób, o których lata temu miała nadzieję zapomnieć. 
Najpierw Marcel. 
Skrzywdził Ją. To przez Niego ma taki a nie inny stosunek do mężczyzn. To miała być wielka miłość. Taka na całe życie. Mieli plany, wspólne marzenia, cele. Obiecywał, że zawsze będzie przy Niej, że nigdy Jej nie skrzywdzi… Wszystko to rozpadło się w ciągu sekundy. 
Czemu więc znowu pojawia się w Jej głowie?

Czyżby zbliżały się kłopoty..?

W tej chwili słabości myśli również o rodzicach. I to wcale nie jest tak, że nie myślała o Nich przez te lata. Ale czego spodziewać się po dziewczynie, która tak naprawdę nie miała normalnego dzieciństwa? Ba! Normalnej rodziny! Pewnie i Tobie nie byłoby łatwo myśleć o takich osobach w pozytywnym świetle. Oliwia ma do nich żal. Czuje się skrzywdzona nie tylko przez byłego narzeczonego, ale także i przez Nich. Nie dali Jej poczucia bezpieczeństwa. Nie przejmowali się Nią. Nie interesowali się Jej życiem. Od najmłodszych lat zajmowały się Nią wynajęte opiekunki. To One odrabiały z Nią lekcje, bawiły się lalkami. To takim osobom mogła się wyżalić, kiedy była już starsza. To z Nimi rozmawiała o problemach dorastającej nastolatki. Z opiekunkami. Nie z własną matką. 
Wydaje się, że państwo Mazur obudzili się dopiero z chwilą, gdy Oliwia postanowiła wszystko rzucić.
Stała tak z bagażem a na Ich twarzach malowało się to zaskoczenie, to złość, to zdziwienie. Jakby nic nie rozumieli. A Oliwia wcale im sytuacji nie chciała tłumaczyć. Wykrzyczała tylko, co tak naprawdę Ją bolało i wyszła. Nie oglądała się za siebie. Przez pierwsze dni w Mediolanie czasami myślała o tym, co zrobiła. Czy zostawienie wszystkiego ot tak było właściwym wyborem. Zastanawiała się czy Oni w ogóle o Niej myśleli odkąd wyjechała. Czy Jej szukali… przecież była Ich córką. Jedyną. Mimo wszystko na swój dziwny sposób kochali Ją. Tak przynajmniej chciała wtedy myśleć. 
Tak bardzo chciała uciec od swojego marnego życia. Zniknęła z portali społecznościowych. Zmienila telefon, adres mailowy.  
A teraz? Teraz już nie szuka odpowiedzi na dręczące Ją pytania. Nie zastanawia się czy szukali Jej przez ten czas. Bo i po co? Na pewno jest Im łatwiej, kiedy Jej już nie ma. 

Chyba ta wizyta na ojczystej ziemi tak na Nią działa. 
Dopiero teraz zaczyna poważnie rozważać kwestię powrotu. 
Do tej pory bała się, że wszystko wróci. Mimo, że Żory to nie Kraków. Z drugiej strony jednak czuje, że mogłoby się udać. Czeka na Nią Matteo. Chce, żeby wróciła. Chce Jej pomóc. Przecież we Włoszech nie ma nikogo. Dopóki i On tu mieszkał wszystko było w porządku. Nawet jeśli dzieliło Ich kilka godzin jazdy. A kiedy wyjechał, nie ma tu już na kogo liczyć. Do starej pracy nie wróci. Nie ma takiej możliwości. W sumie innej perspektywy też nie ma, bo przecież przerwała studia prawnicze. Gdzie można się zatrudnić bez wykształcenia? No właśnie… Nawet gdyby chciała nie wróci na zajęcia. Zwyczajnie Jej na to nie stać. 

- Oliwia! Ogarnij się! –karci się w myślach i wstaje z podłogi- Jesteś silną kobietą. Przeszłość już Cię nie dogoni. Koniec z tamtym życiem. Dasz sobie radę. Jak zawsze. 

Nie wie, jak bardzo się myli…

Z szafy wyciąga czyste ubrania i na dobrą godzinę zaszywa się w łazience z lampką wina. 
Po odprężającej kąpieli w końcu pisze wiadomość do Włocha.
- „Wszystko w porządku. Jestem w domu. Przepraszam, że nie dałam znać wcześniej.”
Kilka chwil później słyszy sygnał połączenia.
- Hej, już po treningu? Coś wcześnie…
- I tyle?
Oliwia wyczuwa, że Martino jest lekko zdenerwowany.
- Czemu się złościsz? –pyta niewinnie
- Ja tu od zmysłów odchodzę! Miałaś napisać jak tylko wylądujesz…
- Matt, nie gniewaj się. Musiałam odpocząć.
- Po prostu się martwiłem. 
- Jakie masz plany na resztę dnia? –zmienia temat
- Jeszcze nie wiem. Może się prześpię. A Ty?
- Muszę wszystko sobie przemyśleć…
- Oliwia? Czemu masz taki smutny glos? Stało się coś? –od razu zauważa Włoch
- Wszystko gra tylko… Może jednak powrót to nie taki zły pomysl? Nie mogę cały czas uciekać od własnego życia. Co się stało to się nie odstanie. Nie zmienię przeszłości. Ale mogę przecież pracować na przyszłość taką, jaką tylko sobie wymarzę.
- Czy to znaczy…
- Tak. 
- Zaraz wsiadam w samochód i jadę po Ciebie! –cieszy się Martino
- Powoli, powoli. –śmieje się Oliwia- Nie tak od razu. Muszę jeszcze raz wszystko dokładnie przeanalizować…
- A nie możemy tego zrobić razem, jak już tu będziesz?
- Zrozum, to dla mnie bardzo trudna decyzja. Tyle lat się od tego wszystkiego odcinałam… Nie mogę w minutę podjąć jakichkolwiek działań.
- Potrzebujesz czasu. –wzdycha po drugiej stronie
- Tak. Nie wiem ile, ale potrzebuję. 
- Zaczekam. Nieważne ile. 
- Dziękuję. 
- Skoro już wiem, że szczęśliwie dotarłaś, nie będę Ci przeszkadzał.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz Matteo! Cieszę się, że dzwonisz.
- Już się stęskniłem. 
- Ja też. A właśnie! Przecież Ty mi coś chciałeś powiedzieć na lotnisku?
Matteo przeszywa zimny dreszcz.
Przecież nie będą o tym rozmawiali przez telefon…
- Nie, Oli. To już nieważne.
- Na pewno? Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim.
- Wiem, ale nie ma takiej potrzeby. Może jeszcze kiedyś będzie okazja.
Nagle słychać dzwonek do drzwi.
- Chyba ktoś przyszedł. 
Oliwia podchodzi bliżej i zerka przez wizjer.
- To kurier. –mówi do telefonu
Otwiera drzwi.
- buongiorno! 
Uśmiecha się i zdziwiona odbiera od młodego chłopaka bukiet kwiatów. Podpisuje pokwitowanie.
- Grazie. –z jeszcze większym uśmiechem chowa się z powrotem w mieszkaniu.
Między kwiatami znajduje bilecik.
- „Będę czekał, M.” –czyta na głos- Matteo jesteś kochany! 
- Czemu? –dziwi się siatkarz po drugiej stronie słuchawki
Oliwia opowiada mu o przesyłce.
- To nie ja.
- Niemożliwe. Przecież jest bilecik. Z literką M. Nic nie rozumiem…
- Oli, to naprawdę nie ode mnie. 
- Więc kto-
- Zabiję Go. –przerywa Jej zdenerwowany Martino
- Matt, błagam Cię. Uspokój się. –próbuje Go nie złagodzić
- Już ja sobie z Nim pogadam. Kończę. Zadzwonię wieczorem.
- Matteo! Zaczekaj! 
Odpowiada Jej już jedynie głucha cisza. 

Lekko wystraszona wybiera numer przyjaciela. 
Nie odbiera.
Nie wie co zrobić. 
Nie ma kontaktu z innymi zawodnikami jastrzębskiego klubu. Nie ma od kogo zaczerpnąć jakiejkolwiek informacji.
Musi więc czekać. 
Zwija się na kanapie, z telefonem przy głowie, i nawet nie wie kiedy zasypia.

*

Martino pędzi jak wariat. Kilka razy już cudem uniknął kolizji przejeżdżając na czerwonym świetle. Nie ma to dla Niego jednak żadnego znaczenia. 
Trening zaczyna się za kwadrans. Zdąży jeszcze złapać Kubiaka zanim wszyscy dotrą na halę.
Z piskiem opon wjeżdża na parking.
Idealne wyczucie czasu. Kubiakowe auto pojawia się na horyzoncie. 
Matteo wysiada i trzaska drzwiami. 
Już z daleka Michał wyczuwa, co zaraz nastąpi. Z uśmiechem, pewny siebie, wychodzi Mu naprzeciw. 

- Domyślam się, że Oliwii spodobały się kwiaty. –zaczyna jak gdyby nigdy nic
- Wydawało mi się, że wyraziłem się jasno dziś rano. –Włoch zaciska pięści
- No właśnie, wydawało Ci się.
- Czego nie rozumiesz w zdaniu „Daj Jej spokój”? Głupi jesteś czy udajesz? 
- A Ty czego nie rozumiesz, kiedy mówię, że tak latwo nie odpuszczę? Dziewczyna mi się podoba. 
- Może i jesteś popularny i innym właśnie to się podoba, ale Oliwia taka nie jest. Wiele już przeszła i nie pozwolę, żeby ktoś taki jak Ty miał Ją jeszcze skrzywdzić. –dodaje włoski przyjmujący
- Ktoś taki jak ja? Czyli kto właściwie? –Kubiak ma powoli dość tej dyskusji i również zaczyna się wkurzać
- To popatrz w lustro jeśli jeszcze nie zauważyłeś. Jesteś zapatrzonym w siebie kretynem, który myśli, że może mieć w życiu wszystko. 
- Nie pozwalaj sobie Martino. Nic o mnie nie wiesz. –Michal robi krok w Jego stronę
- Tak jak i Ty o mnie, jeszcze dziś rano. Fajnie jest kogoś oceniać, nie? Ale jeśli chodzi o Ciebie od razu się denerwujesz. 
Ich spojrzenia są zabójcze. Jeszcze moment a gotowi wydrapać sobie oczy.
- Polubiłem Oliwię, nic z tym nie zrobisz. To, że zawsze dostaję czego chcę to jedna sprawa. Druga to taka, że przekonam Ją do siebie i wtedy zobaczymy. 
- Chcesz wojny? 
- Ta wojna zaczęła się w dniu Twojego przyjazdu, nie pamiętasz? –rzuca Kubiak
Odwraca się, ale Martino łapie Go za ramię. 
- Hej! –krzyczy ktoś za Nimi
Jak dobrze, że z samochodu kilka metrów dalej wysiada Russel! Być może właśnie zapobiegł ostrej bójce…
- Co tak stoicie? Trening zaraz. –wyczuwa atmosferę i stara się jakoś załagodzić sytuację
- Idziemy. –wyrywa się Kubiak
Bierze swoją torbę i nie czekając na Nich kieruje się w stronę hali.
Matteo bierze kilka głębokich oddechów. 
- W porządku? Wyglądaliście jakbyście mieli się pozabijać… -zagaduje po drodze Holmes
- Mam coraz większą ochotę facetowi przywalić. I to tak porządnie… 
- Chcesz sobie narobić problemów? Wiesz, jaki stosunek do takich rozwiązań ma Bernardi. Jeszcze gotowy Cię zawiesić. 
- Trudno. –wzrusza ramionami- Są rzeczy ważne i ważniejsze.
- O co Wam właściwie poszło?

Russel naprawdę wydaje się być w porządku. Zresztą od początku jako jeden z nielicznych stara się tworzyć z Martino normalne relacje. Nie patrzy na Niego z góry. Nie ocenia. Nie docieka Jego przeszłości. Nie szuka kłótni. Stara się być po prostu kumplem z drużyny. Matteo potrzebuje kogoś takiego. Kogoś, na kogo będzie mógł liczyć. Kogoś, kto Go wysłucha, doradzi. Z kim będzie mógł od czasu do czasu skoczyć na piwo. Ktoś, kto sprawi, że chociaż przez moment nie będzie się czuł odosobniony. 

- Długa historia… -odpowiada po chwili
- Piwo i pizza wieczorem? –natychmiast proponuje Amerykanin
- Czemu nie. 
W duchu Matt cieszy się na tę propozycję. 
Może w końcu ktoś zrozumie sytuację… 

*

Oliwia otwiera oczy. Nie wie, która jest godzina. Sięga po telefon, który właśnie zaczyna dzwonić. 
Numer nieznany. 
Niepewnie odbiera.
- Halo?
- Cześć Piękna. -odzywa się męski głos po drugiej stronie.




~~
Taka paplanina..
Zainteresowanych zapraszam do zajrzenia na mój bloggerowy profil.
Widzimy się za tydzień!
Całuję ;*
K.