wtorek, 25 lutego 2014

11. If heartache was a physical pain I could face it.. But you're hurting me from inside of my head and I can't take it

- Spodziewasz się kogoś? 
- Matt, jest prawie czwarta… -mówi lekko wystraszona Oliwia
- Zaczekaj. 
Martino wstaje i znika gdzieś w korytarzu. 
Mija chwila, która wydaje się dziewczynie być całą wiecznością.
W końcu Włoch siada przy Niej.
- Nikogo nie było.
- Co?! 
Teraz już zupełnie nie rozumie co się dzieje. 
- Ktoś tylko zostawił karteczkę.
Oliwia bierze od Niego niewielki papier. 
- „Muszę z Panią porozmawiać. Spotkajmy się przy fontannie w centrum jutro w południe. Proszę się nie bać. To pilne.” –czyta tekst po polsku
Długo się w niego wpatruje. 
- Nie wiesz od kogo?
Dziewczyna kręci przecząco głową.
- Więc zignoruj to.
- Ale… To pilne… Może coś się stało? Zresztą, gdyby to był jakiś wariat, wybrałby mniej zatłoczone miejsce spotkania…
- Mniejsza z tym. Nie pójdziesz tam. –mówi stanowczo Martino
Oliwia patrzy na Niego w milczeniu.
- Nie pójdziesz. –upiera się Włoch- I nie rób tych swoich min. –układa się za Nią na kanapie
- Matteo…
- Nie ma tematu. Dobranoc. 
Dziewczyna przez kilka minut wsłuchuje się w Jego miarowy oddech.
- A jeśli to coś naprawdę ważnego i nigdy się nie dowiem? –pyta po cichu
- Nie pójdziesz, ale to nie znaczy, że się nie dowiesz. Ja idę. A teraz proszę Cię, śpij już. –całuje Ją w czubek głowy
Oliwia uśmiecha się do siebie. 
Cieszy się, że ma takiego przyjaciela u boku.

Kiedy powoli otwiera oczy uświadamia sobie, że jest sama.
- Matt? 
Odpowiada Jej jedynie głucha cicha.
Wstaje i zagląda do kuchni. Tam na stole czeka na Nią karteczka. 
- „Wybacz. Tak słodko spałaś, nie chciałem Cię budzić. Byłem zmuszony podjąć pewne kroki. Jak Cię znam w pierwszym lepszym momencie wymknęłabyś się i poszła na to spotkanie. Martwię się o Ciebie, dlatego… Musiałem zamknąć Cię tutaj. Spokojnie, rano zrobiłem zakupy, żeby niczego Ci nie brakowało przez te kilka godzin. Chociaż jak Cię znam to dopiero wstałaś a pewnie jest prawie południe ;) Postaram się wrócić jak najszybciej.” –czyta z niedowierzaniem
Od razu sprawdza drzwi.
Faktycznie zamknięte. 
Zagląda do lodówki.
- No moja droga, -kręci głową- już dawno nikt tak o Ciebie nie dbał, nawet Ty sama. 
Spogląda na zegarek.
Jak to możliwe, że Matteo tak dobrze Ją zna? Zostało dokładnie dziewiętnaście minut do godziny dwunastej. Przysnęło się Jej troszkę… Ale pewnie i Ty chciałabyś się nacieszyć chwilą, kiedy to masz przy sobie kogoś, na kim Ci zależy. 
Zaraz, zaraz. 
Czy to właśnie miałoby znaczyć, że Oliwii zależy na włoskim siatkarzu? 
Przecież tak bardzo się przed tym broni…


Wyciąga z lodówki kilka przysmaków i w końcu przygotowuje porządny posiłek. 

*

Matteo kręci się niedaleko umówionego miejsca. 
Kilka osób rozpoznaje Go i prosi o wspólne zdjęcie. Mimo zdenerwowania zgadza się i uśmiecha. 
Uważnie przygląda się ludziom na placu.
W końcu, dokładnie gdy wybija południe, przy fontannie pojawia się mężczyzna, który zwraca Jego uwagę. 
Wygląda na czterdzieści kilka lat. Jest elegancki. W ręku trzyma walizkę. 
On również się rozgląda. Jakby szukał kogoś w tłumie. 
Włoch bierze głęboki oddech i zmierza w stronę nieznajomego.
Jeszcze kiedy mężczyzna zwrócony jest do Niego plecami mówi:
- Wiedziałem, że nie pozwoli Jej Pan przyjść. –odwraca się w końcu i uśmiecha przyjaźnie
- Kim Pan jest? 
- Może nie tutaj. 
Martino przez chwilę zastanawia się. Jednak zgadza się i idzie za mężczyzną.

Po kilku minutach wchodzą w jedną z bram.
- Czego Pan chce? 
- Może przejdę na język włoski i wszystko dokładnie wytłumaczę. –proponuje
Matteo cierpliwie czeka na to, co ma do powiedzenia.
- Nazywam się Krawczuk. Jestem prywatnym detektywem. Pracowałem dla Honoraty Mazur. 
- Nadal nie rozumiem celu Pańskiej wizyty. 
- Pani Honorata jest… To znaczy była… Babcią Pani Oliwii.
- Oliwia nigdy nic nie mówiła…
- Nawet nie wiedziała. –dodaje ze smutkiem Krawczuk- Kiedy rodzice się pobrali, Jej mama nie potrafiła znaleźć kontaktu z teściową. Chciała o wszystkim decydować sama i trzymać rękę na pulsie jeśli chodzi o interesy męża. Z czasem, jak Pan zapewne wie, wszystko się między nimi posypało, dlatego Oliwia uciekła. Babcia, to znaczy Pani Honorata, bardzo chciała brać udział w wychowaniu jedynej wnuczki, co nie podobało się niestety Jej synowi. Upierał się zawsze, że doskonale sobie sami poradzą a Ona tylko rozpieszcza Oliwię i niepotrzebnie się wtrąca. Kilka miesięcy wcześniej przepisała udziały w firmie synowi. Ostatni raz Pani Honorata widziała Ją, kiedy kończyła roczek. Przez wiele lat próbowała jakoś zmienić relacje z synem i Jego żoną. Bardzo zależało Jej na kontakcie z wnuczką. Wszystkie Jej starania nigdy nie przyniosły skutku. Syn za namową małżonki odwrócił się od Niej. Dosłownie wymusił na Niej wyprowadzkę z Krakowa. Przeniosła się więc pod miasto. Wynajęła mnie, bym miał na oku Jej kochaną wnuczkę. Nikomu nie mogła o tym powiedzieć. Aż strach myśleć do czego mogli posunąć się Mazurowie. Grozili, że wywiozą Oliwię tam, gdzie nie będzie mogła Jej znaleźć. Tak więc przez te wszystkie lata obserwowałem Oliwię z ukrycia. Sprawdzałem czy daje sobie radę. O wszystkim informowałem Panią Honoratę. Była przeszczęśliwa widząc aktualne zdjęcia wnuczki. Nigdy nie pogodziła się z Jej stratą. I nigdy tak naprawdę nie zrozumiala dlaczego Ją od małej odcięli. Jak może się Pan domyślać, Pani Honorata była dość majętną osobą. Szpital, w którym się leczyła, musiał zawiadomić najbliższą rodzinę o Jej stanie zdrowia. Mijały dni, jednak nikt się nie pojawiał. Wcale nie była zdziwiona. Wiedziała, że rodzinę straciła lata temu. Sporządziła testament. Wiedziała, że syn na pewno upomni się o Jej majątek. Tego by nie zniosła. Już i tak wiele krzywd wyrządził. Wszystko zostawiła w spadku Oliwii.

Matteo słucha w milczeniu.
W końcu zadaje pytanie.
- Kiedy zmarła?
- Cztery dni temu. –wzdycha detektyw- Jej ostatnią wolą było zorganizowanie bardzo skromnego pogrzebu, w gronie ludzi, którzy się Nią zajmowali w tym ostatnim czasie. Nie chciała prosić o przyjazd Oliwii. To mogłoby być dla Niej zbyt wiele. W końcu przez cale życie nawet nie wiedziała o istnieniu babci. Prosiła jedynie, żebym dopilnował by Oliwia dostała to, co się Jej należy. 
- Skąd Pan właściwie wiedział, gdzie Jej szukać? To znaczy rozumiem, kiedy mieszkała w Krakowie, ale teraz?
- Pracodawca musiał Ją zarejestrować, a sprawdzenie takich informacji dla detektywa nie stanowi większego problemu. Przepraszam jeśli Państwa przestraszyłem dziś rano. Nie chciałem, żeby ktoś zobaczył pod jakim adresem mieszka. 
- Dlaczego? 
Mężczyzna nie odpowiada.
- Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć? 
- Słyszał Pan pewnie o Marcelu? –niepewnie zaczyna Krawczuk
- Oczywiście. 
- Bo widzi Pan… Jakiś czas temu… -urywa
- No niechże Pan to z siebie wydusi!
- Okazało się, że jest chory.
- Chory?
- Powiedziałbym nawet, że niebezpieczny.
Martino cały gotuje się w środku.
- Ma schizofrenię. Powinien być w specjalnym ośrodku, jednak nie zgłosił się na leczenie. Tak wynika z moich źródeł. –detektyw wydaje się być mocno przejęty sprawą- Wiem, jak wyglądało Ich rozstanie. Między innymi to przyczyniło się do wyjazdu Oliwii. Dotarłem do tej dziewczyny, z którą wtedy był. Nie wspomina Go najlepiej.
- Co Pan ma na myśli?
- Często wspominał Oliwię. Mówił, że to nie jest jeszcze skończone. Często je do siebie porównywał. 
- Idiota… -zaciska pięści Matt
- Chory człowiek. 
- Czy grozi Jej niebezpieczeństwo?
- Nie jestem w stanie tego przewidzieć. Jestem detektywem, nie jasnowidzem. Mimo to nie wykluczam takiej możliwości. Tacy ludzie czasami bywają wręcz nieobliczalni. 

Przez kilka kolejnych chwil mężczyźni milczą. 
Przez głowę Matteo przechodzą setki myśli.
Jak On powie o wszystkim Oliwii? Babcia? Z którą rodzice odebrali Jej kontakt? Przecież to złamie Jej serce... Znowu rodzice. To wszystko przez nich. 

Jakby wyglądało Jej życie, gdyby miała Honoratę przy sobie? 
Czy byłoby Jej lepiej?
Czy uciekłaby z Krakowa?

Czy  w ogóle by się poznali?

- Panie Martino? –gdzieś między tymi myślami przebija się głos Krawczuka- Niestety, mamy prawo jakie mamy i Pani Oliwia musi osobiście podpisać pewne dokumenty. 
- Rozumiem. 
- Najlepiej jeszcze w tym tygodniu. W przeciwnym razie cały majątek przechodzi pod skarb państwa. 
- Postaram się to załatwić.
- Czy mogę coś Panu poradzić?
- Słucham.
- Proszę nie mówić Jej o wszystkim od razu. 
- Jeszcze nie wiem jak o czymkolwiek Jej powiem…
- Gdyby coś się działo albo kiedykolwiek była potrzebna moja pomoc, oto moja wizytówka.
- Dziękuję.
- Powodzenia.
- Nawzajem. 
- Dobrze, że ma Pana przy sobie. –podaje Mu rękę na do widzenia- Pani Honorata była Panu ogromnie wdzięczna. 

Matteo uśmiecha się jedynie i żegna z mężczyzną. 

W drodze powrotnej długo nie może pozbierać myśli.

*

Oliwia słyszy dźwięk przekręcanych w drzwiach kluczy. 
- Powinnam Cię pozwać! –śmieje się do przyjaciela
Ten jednak nie odpowiada.
Nawet najmniejszej reakcji z Jego strony. 
- Co się dzieje?
- Oli… Nie wiem jak Ci to powiedzieć…
- Najlepiej wprost. 
- To nie jest takie proste. Lepiej usiądź.

Mijają kolejne minuty.
Oliwia slucha wszystkiego w milczeniu.
Łzy leją się strumieniem.

Po pół godzinie nadal siedzi i wpatruje się w martwy punkt. 

Matteo tak bardzo chciałby Jej tego oszczędzić. 
Wie, jak bardzo Ją to boli.
Dlatego nie mówi Jej wszystkiego.
Tak.
Nawet słowem nie wspomina o Marcelu.

- Oli… Babcia bardzo Cię kochała. Chciała uczestniczyć w Twoim życiu przynajmniej tak. 
- Miałam… Babcię… -chlipie 

Dłużej nie może wytrzymać. Czuje, jakby serce Jej rozrywało na milion kawałeczków. 
Po prostu nie daje rady. 

- Bella… 
Matteo mocno przytula dziewczynę. Nie wie, jak bardziej mógłby Jej pomóc. 
- Zrobię coś do jedzenia. –oferuje w końcu

Kwadrans później stoi już w kuchni i przyrządza coś na szybko.
Zauważa Oliwię idącą w stronę drzwi.
- A Ty dokąd? –pyta
- Na spacer. Muszę się przewietrzyć. Wybacz, i tak nic nie przełknę. 
- Chcesz, żebym poszedł z Tobą? 
- Nie. Zostań tutaj. Chcę byś sama.
- Tylko uważaj na siebie. 

Po wyjściu z kamienicy Oliwia jakiś czas chodzi po parku. Jednak nie odnajduje się tam. 
Czuje, że jest inne miejsce, które pozwoli zapomnieć Jej o problemach…


Mija pół godziny.
Godzina.
Półtorej.
Dwie.

Matteo zaczyna panikować.
Przecież coś mogło się stać.
Dlaczego pozwolił Jej wyjść samej?

Wybiera Jej numer.
Cisza. 
Kolejny raz.
Znowu nic.

Nie waha się. 
Zgarnia ze stołu klucze i idzie Jej szukać.





~~
Mój ogromny błąd! 
Nie było mnie w domu przez ostatnie dni i chciałam, żeby rozdział dodał się automatycznie z soboty na niedzielę. Niestety wpisałam złą datę i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wpis się nie pojawił... Bardzo przepraszam!
Jeśli ktoś tu jeszcze ze mną jest mam nadzieję, że będzie zadowolony. 
W końcu jakaś akcja się rozkręca ;)
Całuję ;*
K.


środa, 19 lutego 2014

10. I may not make it through the night but I won't go home without you

Wystraszona Oliwia budzi się zwinięta na podłodze. Zupełnie nieświadomie spadła kanapy. Z ulgą sprawdza swój telefon. Brak połączeń. Przecież to nie byłoby możliwe. Nie… Na pewno nie. 
To tylko zły sen. 
Jednak cały czas słyszy w głowie ten głos. Głos, który kiedyś znaczył dla Niej tak wiele. 
Podnosi się z miejsca i idzie do łazienki. Zimną woda obmywa twarz. Bierze kilka głębokich oddechów.

- Nie panikuj. Nic się nie dzieje. –powtarza sobie przed lustrem.

Kolejne dni wyglądają podobnie. 
Praktycznie codziennie rozmawia z Martino. Tęskni za Nim. Za Jego obecnością. Ale wmawia sobie, że są tylko przyjaciółmi. Im częściej to sobie mówi, tym bardziej w to wierzy. Przecież nigdy nie podejmowali tego tematu na poważnie. On nigdy nie okazywal Jej większych uczuć. Oliwia założyła więc, że Ich jedyną relacją będzie przyjaźń.

Włoch od czasu do czasu pyta o Jej decyzję. Chciałby, żeby w końcu przyjechała na stałe. Brakuje Mu Jej. Przywiązał się do panny Mazur. Zawsze wystarczył moment, by wsiadł w samochód i znalazł się w Mediolanie. A teraz? Nie widuje Jej. Skazani są tylko na rozmowy telefoniczne. A to nie jest to samo. Taki kontakt nie zastąpi nigdy prawdziwej bliskości drugiego człowieka. 
To nie jest takie proste. Oliwia nie mówi Mu o nocnych koszmarach. Swoją drogą miewa je coraz częściej. A wyglądają tak samo. Odbiera telefon i słyszy ten głos. Niby za każdym razem brzmi tak samo, ale zaczyna przerażać Ją coraz bardziej. Dlaczego? Tego jeszcze nie odkryła. Boi się, że w końcu sny staną się rzeczywistością… Ze przeszłość Ją dogoni.
Czy to utrudnia Jej dokonanie wyboru?

Zastanawia się, dlaczego Michał milczy. Niby nic sobie nie obiecywali. Niby nie wymienili się numerami, ale skoro potrafił zdobyć Jej adres i wysłać kwiaty, dlaczego nie może się postarać i sprawdzić co u Niej? A może to i lepiej? Gdyby Matteo się dowiedział…

Nie udaje się Jej znaleźć stałej pracy. Ciągle spotyka się z odmową. W jednej z gazet znajduje ogłoszenie o zajęciu na kilka godzin cztery razy w tygodniu. W końcu roznoszenie ulotek zawsze jest lepsze niż nic. 
Oczywiście Matteo zapewnia, że wszystko w porządku, że sobie radzi.
- Tak Matt, jest ok. Powoli wychodzę na prostą. –kłamie kolejny raz

- Za jakieś dwa tygodnie będę miał wolny weekend. –zagaduje podczas której rozmowy telefonicznej- Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym-
- Moje drzwi są zawsze dla Ciebie otwarte! –przerywa Mu uradowana

Normalnie dni upływają Oliwii w zaskakująco szybkim tempie. Jednak ten czas, który pozostał do przylotu Matteo dłuży się niemiłosiernie. 
Dziewczyna nie może znaleźć sobie zajęcia. 
Któregoś dnia sprząta calutkie mieszkanie. Robi to dłużej i dokładniej niż zwykle. Zagląda do wszystkich szaf, szafeczek, kartonów. Przegląda każdą rzecz. Dla każdej albo znajduje nowe miejsce, albo wyrzuca. 
Taki mały remanent można powiedzieć.
Aż w końcu trafi na niewielkie kolorowe pudełeczko. Z początku odkłada je na bok, jako kolejną rzecz do wyrzucenia. Jednak po chwili spogląda w tym kierunku. Niepewnie bierze rzecz do ręki. Domyśla się, co kryje się w środku… 
- Odłóż to… -mówi do siebie
Jakby chciała samą siebie przekonać, że nie warto wracać do przeszłości. W końcu po coś od niej ucieka przez tyle czasu.
Wewnętrzna siła za wszelką cenę próbuje wygrać z rozumem. Ostatecznie ten przegrywa batalię i Oliwia otwiera pudełeczko. Do Jej oczu momentalnie napływają łzy, które już moment później przybierają postać strumienia. Wyciąga plastikowy pierścionek. Kiedy obraca go na swojej dłoni, wszystko wraca. Wspomnienia są tak wyraźne… Jakby zdarzyło się to dosłownie wczoraj.

Oliwia ma wrażenie, że w swojej głowie odtwarza jakiś film. Film, którego częścią ma nadzieję nie być. Niestety… Czasu nie cofnie. To wszystko już się kiedyś stało. I na dobre zmieniło Jej życie.

Zamyka oczy.

Któregoś wieczoru postanowiła oderwać się od stosu książek spoczywającego na biurku. Na Rynku miała grać Jej ulubiona kapela. Chciała wyciągnąć na ten koncert Marcela. Wiedziała, że i On ma masę nauki, ale czuła, że da się namówić. Weszła po schodach piętro wyżej. Stanęła przed drzwiami. Podniosła rękę, którą szybko cofnęła. Pukać? Po co? Przecież nigdy tego nie robiła. Poprawiła włosy i otworzyła drzwi. Spanikowany chłopak zeskoczył z łóżka. Dziewczyna oblała się rumieńcem i zakryła kołdrą. Oliwia poznała w niej studentkę z roku.
- Kochanie, to nie tak jak myślisz... -w pośpiechu naciągał na siebie koszulkę Marcel
- Uczymy się. -pisnęła Jego towarzyszka
- Chyba dogłębnej anatomii! -krzyknęła Oliwia i wybiegła z pokoju
Zbiegała po schodach nie zwracając uwagi na innych. Nagle zatrzymała się i spojrzała na swoją dłoń. Wróciła się i rzuciła w chłopaka pierścionkiem zaręczynowym.
- Oliwia, nie wygłupiaj się. -prosił
- Wynoś się z mojego życia! -trzasnęła za sobą drzwiami
Nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła uwierzyć to, że chłopak z którym planowała przyszłość zrobił Jej coś takiego. Przecież wiedział, jak wyglądało Jej życie i co ojciec robił za plecami matki. Obiecał, że nigdy Jej nie skrzywdzi a teraz zrobił to samo! Nie mogła Go dłużej znosić.
To była chwila. Moment, w którym wszystko się dla Niej zmieniło.
Spakowała walizki. 


 Szybko ociera spływające łzy rękawem. Plastikowy pierścionek ciska razem z pudełkiem w najdalszy kąt pokoju. Dlaczego nie wyrzuciła go dawno temu? Już nawet nie pamięta. Chyba po prostu chciała zachować jakieś malutkie wspomnienie tego, co mogło się w Jej życiu wydarzyć. Dla niektórych tandeta. Dla Niej i Marcela był to symbol Ich wielkiej młodzieńczej miłości. To właśnie dał Jej na klasowej imprezie. Wtedy oświadczył się Jej pierwszy raz. Nikt nie przewidział, że wszystko potoczy się inaczej…
Z czasem zwyczajnie zaczęła o nim zapominać. 

Z natłoku myśli i wspomnień wyrywa Ją dźwięk telefonu. 
- Halo?
- Zapomniałaś, że kwiaty w oknie trzeba podlewać? –śmieje się rozmówca
- Matteo? To Ty?
- A spodziewałaś się kogoś innego? 
- Niee! Skądże! Fajnie, że dzwonisz. –pociąga nosem
- Płakałaś?
- Nie… -ścisza głos Oliwia
- Przecież słyszę.
- No może tak ciut ciut.
- Oli… Co się stało?
- Nie masz treningu? –zmienia temat
- Nie. Wziąłem kilka dni wolnego. 
- Jak to? Źle się czujesz?
- Będziemy tak przez telefon rozmawiać cały czas czy wpuścisz mnie do środka? –nie wytrzymuje Włoch
- Słucham?! 
Oliwia podbiega do okna. 
Na dole naprawdę stoi Martino. Uśmiecha się promiennie.
- Bella? –mówi zabawnie do słuchawki
- A tak, tak, chodź szybko! –wraca myślami do rzeczywistości
Kilka chwil później rozlega się pukanie do drzwi. Dziewczyna otwiera je i bez namysłu wtula się w przyjaciela.
- Też się cieszę, że Cię widzę. –caluje Ją w głowę
Wchodzą do środka. 
Matteo stawia walizkę i jeszcze raz obejmuje Oliwię. 
- Co Ty tu właściwie robisz? Miałeś być za tydzień… -odzywa się w końcu
- Udało mi się wcześniej ogarnąć wolne. To źle? –pyta nieco wystraszony
- Oczywiście, że nie! Po prostu gdybym wiedziała, że przyjeżdżasz trochę lepiej bym się przygotowała… -kieruje wzrok na swoją niewielką sypialnię
Chłopak zauważa rzeczy porozrzucane na podłodze. Chyba domyśla się, gdzie jeszcze kilka minut temu była myślami Oliwia. 
- Co się dzieje? –bierze Ją za rękę i prowadzi do kuchni.
Siadają na wprost siebie.
- Chciałam uporządkować te rzeczy. Części z nich w ogóle nie potrzebuję. –zaczyna tłumaczyć
- Dlaczego płakałaś? 
- Nie płakałam. Mam tylko trochę zmęczone oczy. –ucieka od Niego spojrzeniem
- Oli, znam Cię. –przez stół wyciąga rękę i ujmuje dłoń dziewczyny
Wpatruje się w Nią przez dłuższą chwilę.
W końcu przerywa milczenie.
- Chcesz to skończyć? –odwraca się w stronę pokoju
Oliwia przytakuje.
- Zrobię kolację. 
Matteo uśmiecha się i bez zbędnych słów zaczyna przygotowywać posiłek. 
Przez moment dziewczyna przygląda się Jego poczynaniom. Bierze głęboki oddech i znika za drzwiami sypialni.


- Oliwia! Oli! –krzyczy Włoch z kuchni- Kolacja!
Cisza.
- Oliwia?
Niepewnie uchyla drzwi i zagląda do pokoju.
- Hej… -siada przy Niej na podłodze- Co się dzieje? Porozmawiaj ze mną.
Podaje mu kolorowe pudełeczko.
- Zrobisz coś dla mnie? –szlocha
- Wszystko.
- Wywal to. 
Matt bez słowa spełnia Jej prośbę.
Kilka chwil później wraca i zajmuje to samo miejsce.
Cierpliwie czeka aż sama się przed Nim otworzy.
- Pamiętasz, opowiadałam Ci kiedyś o Marcelu. –zaczyna Oliwia- Myślałam przez te wszystkie lata, ze to już zamknięty rozdział. Pozbyłam się wszystkiego, co mi o Nim przypominalo. Zapomniałam o jednej rzeczy. O pierścionku… 
- Przecież wtedy… No wiesz… Jak Go przyłapałaś… Cisnęłaś nim w tego kretyna… Tak mi się wydaje. –wtrąca siatkarz
- Bo tak było, ale… Wcześniej oświadczył mi się na klasowej imprezie. Wyznawal mi wieczną miłość, mówił, że chce naszej wspólnej przyszłości… I wtedy dał mi plastikowy pierścionek, który znalazł w paczce chipsów. To miał być taki symbol. Obietnica lepszego jutra. No nie wiem… Zresztą mniejsza z tym. Nie wiem dlaczego tak długo go trzymałam… Prawdę mówiąc już całkiem o nim zapomniałam. Do dzisiaj… Że też musiałam sobie wymyślić przeglądanie tych rzeczy! –ukrywa twarz w dłoniach
Matteo obejmuje Ją ramieniem.
- Przepraszam. Nie wiem czemu się tak rozkleiłam… -podnosi wzrok
- Nie masz za co przepraszać. Nie jesteś ze stali. Masz prawo do gorszego dnia. I to normalne, że widząc ten kawałek plastiku wspomnienia wróciły…
- Wiesz co jest najgorsze?
- Hmm?
- Mam bardzo złe przeczucie….
- To znaczy?
Przygląda się Jej badawczo.
Oliwia ociera ostatnie łzy rękawem.
- Widzisz… Od jakiegoś czasu… No dobra, odkąd tu wróciłam. Mam dziwne sny. A właściwie to jeden sen. Nagle dzwoni telefon. Odbieram jak gdyby nigdy nic. Wtedy On się odzywa…
- Czemu nic mi nie powiedziałaś? 
- A coś by to zmieniło? –uśmiecha się lekko- Przecież nie wejdziesz do mojej glowy i nie usuniesz pewnych rzeczy…
- Uwierz mi, gdybym tylko mógł…
- Wiem. –całuje Go w policzek
- Opowiedz mi coś więcej o tym śnie. –prosi
- Tu już nawet nie chodzi o to, co mówi, tylko o sposób, w jaki te słowa wypowiada. Jakby był bardzo pewny siebie… Aż za bardzo.
- Bella, to tylko zły sen. –przytula Ją mocniej
- Ja wiem, ale… 
- Nie myśl o tym. –przerywa Jej- Ze mną jesteś bezpieczna. 

Oliwia spogląda Mu w oczy. Robi to zdecydowanie za długo. Ma wrażenie, że Ich twarze są coraz bliżej i bliżej. Czuje przyspieszone bicie własnego serca.
A może to tylko wyobraźnia płata Jej figle?

- Kolacja już dawno gotowa. -Włoch lekko unosi kąciki ust
Wstaje, podaje dziewczynie rękę i prowadzi Ją do kuchni.


Oliwii udaje się uporać ze wszystkimi rzeczami. Segreguje te, które jeszcze mogą się przydać i te, których spokojnie można się pozbyć. W tym zadaniu Martino okazuje się być niezastąpiony. Swoim męskim, obiektywnym okiem, trafnie ocenia przydatność każdej z rzeczy i pomaga znaleźć dla niej odpowiednie miejsce. 
Dużo rozmawiają, o wszystkim i o niczym. Jak kiedyś. Jak zawsze. 



Środek nocy.
Oliwia przekręca się z boku na bok. Nie może zasnać. A może się boi? 
Zerka na wyświetlacz telefonu. Nie, jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Nawet na jogging. Bo czy Ty wskoczyłabyś w dres i zrobiła rundkę o trzeciej trzydzieści? 

Po długim namyśle, rozważaniu wszystkich za i przeciw, czy tworzeniu różnych scenariuszy, postanawia w końcu wstać. Ale nie, nie bój się, nie jest szalona. Nie będzie biegać o takiej porze. Wybiera opcję, która nie wymaga aż takich akcji. 
Wstaje i na palcach kieruje się do salonu. Zerka na kanapę.
Tak. Jest zdecydowanie mniejsza niż Jej łóżko.
Tak. Matteo ledwo mieści na nim nogi.
Tak. To chyba trochę nie pasuje…
No ale w końcu są przyjaciółmi, prawda? Tylko Jej się wydawalo, że się zbliżyli. Przecież zauważyłaby, gdyby Mu zależało… 
Przeci-

- Oli? Czemu nie jesteś w łóżku? –zaspany głos Martino wyrywa Ją z tych przemyśleń
- Nie mogę zasnąć…
- No to chodź tutaj. –robi dla Niej miejsce obok
Nieważne, że kanapa jest raczej przeznaczona do spania w pojedynkę. 
- Wygodnie Ci? –pyta troskliwie, kiedy dziewczyna już się ułożyła
- Tak. Dziękuję. –wtula się w Jego umięśnione ciało
- Nie ma za co. –opiera brodę o Jej głowę
- Jest. Za to, że jesteś. Tu i teraz.
Chłopak nie odpowiada. Uśmiecha się szeroko.

Leżą w milczeniu. 
On szczęśliwy.
Ona bezpieczna. 
Ich miarowe oddechy wydają się tworzyć jedną całość. 

- Pewnie nie przekonam Cię ot tak, ale musisz wiedzieć, że bez Ciebie nie wracam. –mówi szeptem już Włoch
- To szantaż? –lekko szturcha Go w bok
- Nie. –mocniej przyciska Ją do siebie- Mówię tylko, że albo będę przy Tobie tu, albo tam.
- Nie rozumiem… A co z klubem? –odwraca się przodem do Niego
- Reszta nie ma znaczenia. 

I znów wpatrują się w siebie zdecydowanie za długo.

Nagle ktoś dzwoni do drzwi.




~~
Przepraszam za to opóźnienie! Praktycznie cały weekend nie było mnie w domu.. Ale już jestem i zapraszam w tym miejscu na kolejny rozdział w najbliższy weekend :)
Całuję ;*
K. 

niedziela, 2 lutego 2014

9. Decide. Is this the life you want to live? Breathe in. Breathe out and decide

Oliwia przekręca klucz w drzwiach. Otwiera je i wchodzi do środka. Znowu jest sama. 
Znowu pojawia się pytanie „Co dalej?”

Zdążyła nieco zgłodnieć po podróży, więc otwiera lodówkę. Niestety cudów tam nie znajduje i kończy się na zamówieniu pizzy. Zapytasz pewnie czy może sobie pozwolić na takie pyszności. Przecież dopiero co wydała ostatnie pieniądze na bilet do Polski. Przed samym Jej wyjazdem Matteo uparł się, by przyjęła Jego pomoc. Nie obyło się bez kłótni. 
Ona powtarzała, że jakoś da sobie radę. Skłamała, że ma jeszcze końcówkę oszczędności. Że zaraz znajdzie pracę… 
On nie wierzył. Już od dawna domyślał się, że Oliwia ma problemy finansowe. 
Nigdy jednak się nie przyznała. Nic nie powiedziała. 
Przecież jest samodzielna. 
Sama i dzielna. 
Nie potrzebuje niczyjej pomocy. 
Zwłaszcza od faceta… Kim by On nie był.

Nadal zastanawia się czy ta wycieczka do Żor była dobrym pomysłem. 
Tęskniła za Matteo. To jasne. Nie przewidziała jednak, że zatęskni za kimś jeszcze.

Jak to w ogóle możliwe, że brakuje Ci kogoś, kogo zupełnie nie znasz? 
Spotykacie się przypadkiem. Masz wrażenie, że Wasza znajomość kończy się jeszcze szybciej niż się zaczęła. Przyzwyczajasz się do myśli, że Wasze spotkanie było naprawdę tylko przypadkiem i już więcej Go nie zobaczysz. Masz wrażenie, że Wasze drogi się już nie zejdą. To byłoby za piękne… Aż tu nagle Wasze spojrzenia znów na siebie trafiają. Znowu przypadek? A może to coś więcej? Może to już przeznaczenie? 
Czy Ty w ogóle wierzysz w przeznaczenie? W to, że ludzie sobie pisani zawsze znajdą do siebie drogę? Czy takie rzeczy nie zdarzają się tylko w filmach? Przecież to nie może być prawdziwe życie. Tu albo kogoś spotykasz i podtrzymujecie znajomość, albo nie. Tu na każdym kroku czeka na Ciebie rozczarowanie. Co poradzić… Ludzie przychodzą i odchodzą. Czasami pojawiają się w naszym życiu tylko po to, by nas czegoś nauczyć, coś pokazać, uświadomić…

Oliwia opiera się o ścianę i powoli osuwa na podłogę. Podkula nogi i splata dłonie na kolanach. 
Teraz, na spokojnie, zaczyna wszystko analizować. 

Pojechała do Matteo. Tęskni za Nim. To normalne. Przyjaciele za sobą tęsknią, potrzebują swojej obecności. A Ona przez te ostatnie lata bardzo się do tej Jego obecności przyzwyczaila. Zawsze był przy Niej, gdy tego potrzebowała. Zawsze wiedział, kiedy przestać zadawać pytania i po prostu przy Niej trwać, wspierać Ją. Mogli na sobie polegać.
Nigdy nie myślała o Nim, jak o materiale na faceta. To znaczy Martino jest przystojny, inteligentny, zabawny, świetnie tańczy, ma wiele zalet. Oliwia jednak broniła się, i nadal to robi, przed myślą o Włochu w takich kategoriach. 
Dawno temu obiecała sobie, że nigdy więcej się nie zakocha. I tego się cały czas trzyma…

Jednak kiedy w myślach wraca do Kubiakowego mieszkania wszystko się zmienia. 
Przypomina sobie widok śpiącego Michała. Coś Ją do Niego ciągnęło. Nie wie tylko, co to było. Mimo to robi Jej się na sercu cieplej. Wie, że nie powinna się tak czuć. Po pierwsze ma swoją złotą zasadę. Zero facetów. Zero związków. Po drugie, ewidentnie coś jest na rzeczy między Michałem a Matteo. Oliwia czuje, ze powinna być po stronie przyjaciela. W tym momencie sprawdziłaby się zasada „wróg Twojego przyjaciela jest Twoim wrogiem”. 
Tylko problem w tym, że Ona nie chce mieć w Michale wroga. Wręcz przeciwnie. Chciałaby Go lepiej poznać. Dowiedzieć się, czemu Ci dwaj się tak nie dogadują. 

Natłok myśli zaczyna Ją męczyć. 
Na dodatek, nie wiedzieć czemu, w myślach tych przewija się kilka osób. Osób, o których lata temu miała nadzieję zapomnieć. 
Najpierw Marcel. 
Skrzywdził Ją. To przez Niego ma taki a nie inny stosunek do mężczyzn. To miała być wielka miłość. Taka na całe życie. Mieli plany, wspólne marzenia, cele. Obiecywał, że zawsze będzie przy Niej, że nigdy Jej nie skrzywdzi… Wszystko to rozpadło się w ciągu sekundy. 
Czemu więc znowu pojawia się w Jej głowie?

Czyżby zbliżały się kłopoty..?

W tej chwili słabości myśli również o rodzicach. I to wcale nie jest tak, że nie myślała o Nich przez te lata. Ale czego spodziewać się po dziewczynie, która tak naprawdę nie miała normalnego dzieciństwa? Ba! Normalnej rodziny! Pewnie i Tobie nie byłoby łatwo myśleć o takich osobach w pozytywnym świetle. Oliwia ma do nich żal. Czuje się skrzywdzona nie tylko przez byłego narzeczonego, ale także i przez Nich. Nie dali Jej poczucia bezpieczeństwa. Nie przejmowali się Nią. Nie interesowali się Jej życiem. Od najmłodszych lat zajmowały się Nią wynajęte opiekunki. To One odrabiały z Nią lekcje, bawiły się lalkami. To takim osobom mogła się wyżalić, kiedy była już starsza. To z Nimi rozmawiała o problemach dorastającej nastolatki. Z opiekunkami. Nie z własną matką. 
Wydaje się, że państwo Mazur obudzili się dopiero z chwilą, gdy Oliwia postanowiła wszystko rzucić.
Stała tak z bagażem a na Ich twarzach malowało się to zaskoczenie, to złość, to zdziwienie. Jakby nic nie rozumieli. A Oliwia wcale im sytuacji nie chciała tłumaczyć. Wykrzyczała tylko, co tak naprawdę Ją bolało i wyszła. Nie oglądała się za siebie. Przez pierwsze dni w Mediolanie czasami myślała o tym, co zrobiła. Czy zostawienie wszystkiego ot tak było właściwym wyborem. Zastanawiała się czy Oni w ogóle o Niej myśleli odkąd wyjechała. Czy Jej szukali… przecież była Ich córką. Jedyną. Mimo wszystko na swój dziwny sposób kochali Ją. Tak przynajmniej chciała wtedy myśleć. 
Tak bardzo chciała uciec od swojego marnego życia. Zniknęła z portali społecznościowych. Zmienila telefon, adres mailowy.  
A teraz? Teraz już nie szuka odpowiedzi na dręczące Ją pytania. Nie zastanawia się czy szukali Jej przez ten czas. Bo i po co? Na pewno jest Im łatwiej, kiedy Jej już nie ma. 

Chyba ta wizyta na ojczystej ziemi tak na Nią działa. 
Dopiero teraz zaczyna poważnie rozważać kwestię powrotu. 
Do tej pory bała się, że wszystko wróci. Mimo, że Żory to nie Kraków. Z drugiej strony jednak czuje, że mogłoby się udać. Czeka na Nią Matteo. Chce, żeby wróciła. Chce Jej pomóc. Przecież we Włoszech nie ma nikogo. Dopóki i On tu mieszkał wszystko było w porządku. Nawet jeśli dzieliło Ich kilka godzin jazdy. A kiedy wyjechał, nie ma tu już na kogo liczyć. Do starej pracy nie wróci. Nie ma takiej możliwości. W sumie innej perspektywy też nie ma, bo przecież przerwała studia prawnicze. Gdzie można się zatrudnić bez wykształcenia? No właśnie… Nawet gdyby chciała nie wróci na zajęcia. Zwyczajnie Jej na to nie stać. 

- Oliwia! Ogarnij się! –karci się w myślach i wstaje z podłogi- Jesteś silną kobietą. Przeszłość już Cię nie dogoni. Koniec z tamtym życiem. Dasz sobie radę. Jak zawsze. 

Nie wie, jak bardzo się myli…

Z szafy wyciąga czyste ubrania i na dobrą godzinę zaszywa się w łazience z lampką wina. 
Po odprężającej kąpieli w końcu pisze wiadomość do Włocha.
- „Wszystko w porządku. Jestem w domu. Przepraszam, że nie dałam znać wcześniej.”
Kilka chwil później słyszy sygnał połączenia.
- Hej, już po treningu? Coś wcześnie…
- I tyle?
Oliwia wyczuwa, że Martino jest lekko zdenerwowany.
- Czemu się złościsz? –pyta niewinnie
- Ja tu od zmysłów odchodzę! Miałaś napisać jak tylko wylądujesz…
- Matt, nie gniewaj się. Musiałam odpocząć.
- Po prostu się martwiłem. 
- Jakie masz plany na resztę dnia? –zmienia temat
- Jeszcze nie wiem. Może się prześpię. A Ty?
- Muszę wszystko sobie przemyśleć…
- Oliwia? Czemu masz taki smutny glos? Stało się coś? –od razu zauważa Włoch
- Wszystko gra tylko… Może jednak powrót to nie taki zły pomysl? Nie mogę cały czas uciekać od własnego życia. Co się stało to się nie odstanie. Nie zmienię przeszłości. Ale mogę przecież pracować na przyszłość taką, jaką tylko sobie wymarzę.
- Czy to znaczy…
- Tak. 
- Zaraz wsiadam w samochód i jadę po Ciebie! –cieszy się Martino
- Powoli, powoli. –śmieje się Oliwia- Nie tak od razu. Muszę jeszcze raz wszystko dokładnie przeanalizować…
- A nie możemy tego zrobić razem, jak już tu będziesz?
- Zrozum, to dla mnie bardzo trudna decyzja. Tyle lat się od tego wszystkiego odcinałam… Nie mogę w minutę podjąć jakichkolwiek działań.
- Potrzebujesz czasu. –wzdycha po drugiej stronie
- Tak. Nie wiem ile, ale potrzebuję. 
- Zaczekam. Nieważne ile. 
- Dziękuję. 
- Skoro już wiem, że szczęśliwie dotarłaś, nie będę Ci przeszkadzał.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz Matteo! Cieszę się, że dzwonisz.
- Już się stęskniłem. 
- Ja też. A właśnie! Przecież Ty mi coś chciałeś powiedzieć na lotnisku?
Matteo przeszywa zimny dreszcz.
Przecież nie będą o tym rozmawiali przez telefon…
- Nie, Oli. To już nieważne.
- Na pewno? Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim.
- Wiem, ale nie ma takiej potrzeby. Może jeszcze kiedyś będzie okazja.
Nagle słychać dzwonek do drzwi.
- Chyba ktoś przyszedł. 
Oliwia podchodzi bliżej i zerka przez wizjer.
- To kurier. –mówi do telefonu
Otwiera drzwi.
- buongiorno! 
Uśmiecha się i zdziwiona odbiera od młodego chłopaka bukiet kwiatów. Podpisuje pokwitowanie.
- Grazie. –z jeszcze większym uśmiechem chowa się z powrotem w mieszkaniu.
Między kwiatami znajduje bilecik.
- „Będę czekał, M.” –czyta na głos- Matteo jesteś kochany! 
- Czemu? –dziwi się siatkarz po drugiej stronie słuchawki
Oliwia opowiada mu o przesyłce.
- To nie ja.
- Niemożliwe. Przecież jest bilecik. Z literką M. Nic nie rozumiem…
- Oli, to naprawdę nie ode mnie. 
- Więc kto-
- Zabiję Go. –przerywa Jej zdenerwowany Martino
- Matt, błagam Cię. Uspokój się. –próbuje Go nie złagodzić
- Już ja sobie z Nim pogadam. Kończę. Zadzwonię wieczorem.
- Matteo! Zaczekaj! 
Odpowiada Jej już jedynie głucha cisza. 

Lekko wystraszona wybiera numer przyjaciela. 
Nie odbiera.
Nie wie co zrobić. 
Nie ma kontaktu z innymi zawodnikami jastrzębskiego klubu. Nie ma od kogo zaczerpnąć jakiejkolwiek informacji.
Musi więc czekać. 
Zwija się na kanapie, z telefonem przy głowie, i nawet nie wie kiedy zasypia.

*

Martino pędzi jak wariat. Kilka razy już cudem uniknął kolizji przejeżdżając na czerwonym świetle. Nie ma to dla Niego jednak żadnego znaczenia. 
Trening zaczyna się za kwadrans. Zdąży jeszcze złapać Kubiaka zanim wszyscy dotrą na halę.
Z piskiem opon wjeżdża na parking.
Idealne wyczucie czasu. Kubiakowe auto pojawia się na horyzoncie. 
Matteo wysiada i trzaska drzwiami. 
Już z daleka Michał wyczuwa, co zaraz nastąpi. Z uśmiechem, pewny siebie, wychodzi Mu naprzeciw. 

- Domyślam się, że Oliwii spodobały się kwiaty. –zaczyna jak gdyby nigdy nic
- Wydawało mi się, że wyraziłem się jasno dziś rano. –Włoch zaciska pięści
- No właśnie, wydawało Ci się.
- Czego nie rozumiesz w zdaniu „Daj Jej spokój”? Głupi jesteś czy udajesz? 
- A Ty czego nie rozumiesz, kiedy mówię, że tak latwo nie odpuszczę? Dziewczyna mi się podoba. 
- Może i jesteś popularny i innym właśnie to się podoba, ale Oliwia taka nie jest. Wiele już przeszła i nie pozwolę, żeby ktoś taki jak Ty miał Ją jeszcze skrzywdzić. –dodaje włoski przyjmujący
- Ktoś taki jak ja? Czyli kto właściwie? –Kubiak ma powoli dość tej dyskusji i również zaczyna się wkurzać
- To popatrz w lustro jeśli jeszcze nie zauważyłeś. Jesteś zapatrzonym w siebie kretynem, który myśli, że może mieć w życiu wszystko. 
- Nie pozwalaj sobie Martino. Nic o mnie nie wiesz. –Michal robi krok w Jego stronę
- Tak jak i Ty o mnie, jeszcze dziś rano. Fajnie jest kogoś oceniać, nie? Ale jeśli chodzi o Ciebie od razu się denerwujesz. 
Ich spojrzenia są zabójcze. Jeszcze moment a gotowi wydrapać sobie oczy.
- Polubiłem Oliwię, nic z tym nie zrobisz. To, że zawsze dostaję czego chcę to jedna sprawa. Druga to taka, że przekonam Ją do siebie i wtedy zobaczymy. 
- Chcesz wojny? 
- Ta wojna zaczęła się w dniu Twojego przyjazdu, nie pamiętasz? –rzuca Kubiak
Odwraca się, ale Martino łapie Go za ramię. 
- Hej! –krzyczy ktoś za Nimi
Jak dobrze, że z samochodu kilka metrów dalej wysiada Russel! Być może właśnie zapobiegł ostrej bójce…
- Co tak stoicie? Trening zaraz. –wyczuwa atmosferę i stara się jakoś załagodzić sytuację
- Idziemy. –wyrywa się Kubiak
Bierze swoją torbę i nie czekając na Nich kieruje się w stronę hali.
Matteo bierze kilka głębokich oddechów. 
- W porządku? Wyglądaliście jakbyście mieli się pozabijać… -zagaduje po drodze Holmes
- Mam coraz większą ochotę facetowi przywalić. I to tak porządnie… 
- Chcesz sobie narobić problemów? Wiesz, jaki stosunek do takich rozwiązań ma Bernardi. Jeszcze gotowy Cię zawiesić. 
- Trudno. –wzrusza ramionami- Są rzeczy ważne i ważniejsze.
- O co Wam właściwie poszło?

Russel naprawdę wydaje się być w porządku. Zresztą od początku jako jeden z nielicznych stara się tworzyć z Martino normalne relacje. Nie patrzy na Niego z góry. Nie ocenia. Nie docieka Jego przeszłości. Nie szuka kłótni. Stara się być po prostu kumplem z drużyny. Matteo potrzebuje kogoś takiego. Kogoś, na kogo będzie mógł liczyć. Kogoś, kto Go wysłucha, doradzi. Z kim będzie mógł od czasu do czasu skoczyć na piwo. Ktoś, kto sprawi, że chociaż przez moment nie będzie się czuł odosobniony. 

- Długa historia… -odpowiada po chwili
- Piwo i pizza wieczorem? –natychmiast proponuje Amerykanin
- Czemu nie. 
W duchu Matt cieszy się na tę propozycję. 
Może w końcu ktoś zrozumie sytuację… 

*

Oliwia otwiera oczy. Nie wie, która jest godzina. Sięga po telefon, który właśnie zaczyna dzwonić. 
Numer nieznany. 
Niepewnie odbiera.
- Halo?
- Cześć Piękna. -odzywa się męski głos po drugiej stronie.




~~
Taka paplanina..
Zainteresowanych zapraszam do zajrzenia na mój bloggerowy profil.
Widzimy się za tydzień!
Całuję ;*
K.